Krótki materiał z 31. 12. 2016 roku zrealizowany za kościołem parafialnym pod wezwaniem św. Walentego w Lubiążu przy słynnej "studni" / szyb wentylacyjny. Na dnie studni znajduje się murowany korytarz. Eksploratorzy twierdzą, że do pewnego momentu można w miarę bezpiecznie przejść jednakże ci z którymi rozmawialiśmy, powiedzieli nam, że nie posiadali specjalistycznego sprzętu aby dalej explorować podziemia. Temat bardzo aktualny w kontekście tajemnic Lubiąskich. Jedna z potwierdzanych hipotez, głosi, że Lubiąż Północny jest tym centrum lokowania większości tajemnic związanych z III Rzeszą. W drugiej części materiału, widać miejsce odprawiania tajemnych rytuałów. W Lubiążu jest kilka tego typu miejsc. Klasztor jest bardzo okultystycznie nacechowany, jednakże okolice to już na przemian, satanizm oraz okultyzm. Na zakończenie pragniemy Wam przedstawić wpis, jaki został poczyniony na oficjalnej stronie grupy Bilderberg a który to pozostawili Ludzie z Anonymous: ... "Ludzie już dawno zapomnieli aby kochać i dbać o siebie nawzajem. W ich egoistycznych umysłach, grupa ludzi zdobyła władzę i nadużywa jej przeciwko słabszym. Historia się powtarza. W skali światowej, nie ma równości między ludźmi a tak zwane prawa człowieka to nic innego jak iluzja. Globalizacja i światowy system wspierają tę nie do zniesienia sytuację. Dziś, słabi ludzie cierpią, umierają lub żyją w biedzie aby służyć wyższym interesom. Uprawnione elity odgrywają tych wielkich. Ten globalny porządek prowadzony jest przez grupy, które składają się z bogatych superelit (1% ludzi) i skorumpowanych, uprawnionych polityków. Nie podążajcie za ich propagandą, która głosi, że ta sytuacja nie ma miejsca lub jest tworem paranoi. Po zimnowojenny liberalny kapitalizm zdołał rozpowszechnić ideę, według której pieniądz równy jest szczęściu i powinien być celem życia 99% ludzi. To egoistyczny cel. Ten system ustanowił trwałą dominację tych grup. Mówią nam: "Musisz ciężko pracować!". Oni nie muszą, gdyż dziedziczą władzę po swoich rodzicach i swoich znajomych. Nie ma żadnych opowieści o sukcesach: czy setka najbogatszych ludzi byłaby wciąż bogata, gdyby urodziła się w Afryce wśród biednych rodzin? Nie. Grupy te i interesy napędzane są złą ideą, zgodnie z którą niektórzy ludzie (oni) są lepsi od pozostałych (wy). Obecny system pozostawi ich na miejscu, na dobrej pozycji na dobry okres czasu. Twoje dzieci nie mają żadnych szans w porównaniu do ich dzieci. Bez względu na to do jakiej szkoły je wyślesz.Teraz jest czas abyś przemyślał; czas potrzebny abyśmy to zakończyli raz na zawsze. Jak domyśliłeś się, walka ta jest nierówna. Władza jest w ich rękach, lecz nadzieja nie jest stracona. My, wolni ludzie, będziemy walczyć dla Ciebie bez zapytania o to. Potrzebujemy jednak czegoś więcej: prosimy Cię o wsparcie. Bez Ciebie, społeczeństwa, nie możemy niczego zrobić. Posłuchaj głosu swojego serca, zauważ jaka jest sytuacja i zrób to, co powinieneś. Możesz sprawić, że świat będzie lepszym miejscem. Słowa nie wystarczą aby opisać jak bardzo gardzimy Wami i Waszym dominującym zachowaniem. Żaden człowiek nie stoi ponad innymi i nauczycie się tego. Drodzy członkowie Grupy Bilderberg, od teraz, każdy z Was ma 1 rok (365 dni) aby zapracować na rzecz ludzi, a nie Waszych prywatnych interesów. Każdy temat jaki omawiacie, lub pracę jaką wykonujecie poprzez swoje superprywatne spotkania, powinny od teraz służyć światowej populacji, a nie danym grupom. W przeciwnym wypadku, znajdziemy Was i zhakujemy Was. Weźcie pod uwagę obecną sytuację - My kontrolujemy Wasze drogie połączone samochody, my kontrolujemy Wasze połączone urządzenia, zapewniające ochronę w mieszkaniu. My kontrolujemy laptop Twojej córki. My kontrolujemy telefon komórkowy Twojej żony. My podsłuchujemy Wasze tajne spotkania, czytamy Wasze e-maile, kontrolujemy smartwatche Waszych ulubionych dziewczyn do towarzystwa, jesteśmy wewnątrz Waszych ukochanych banków i przeglądamy Wasze majątki. Nie będziecie już bezpieczni tam, gdzie dosięga elektryczność. Będziemy Was obserwować, od teraz macie pracować dla nas, ludzkości."...
Jesteśmy za delegalizacją tajnych stowarzyszeń na terenie Polski!! W odpowiedzi na Państwa zapytania, pragniemy poinformować, że powstanie osobny wpis na blogu tyczący tej bulwersującej sytuacji odnośnie znalezienia przez nas " Skarbu Monet". Kilka naszych hipotez zostało potwierdzonych. Związana jest z tym sprawa tajemniczego znaleziska dokumentów w lubiąskim klasztorze na podstawie których pewne osoby chcą tworzyć fałszywy obraz historii. Jest też, pewne stowarzyszenie historyczne które donosi na kolegów eksploratorów. Wszystko zostanie opisane i opublikowane w przyszłym tygodniu. Na zakończenie dzisiejszego wpisu, wraz z swoją żoną Aldoną Lasik, serdecznie dziękujemy za wszystkie wiadomości od Państwa. Każda, nawet z pozoru błaha informacja tycząca historii naszej ziemi, jest dla na bardzo wartościowa. Prosimy o nadsyłanie do nas, starych zdjęć, dokumentów, wspomnień, na nasz adres email: lasik.waldek@gmail.com Szlakiem Starej Nowej Historii: To blog wnikający w aspekty wielu spraw. Tematem głównym jest próba rozwikłania wielu tajemnic związanych z Lubiążem, okolicami oraz z Kompleksem " Riese " w Górach Sowich w kontekście Lubiąża. Poruszamy sprawy związane z duchowością, alternatywną historią. ,, Kiedy wyeliminuje się niemożliwe wówczas to, co zostanie, bez względu na to, jak byłoby nieprawdopodobne, musi być prawdą." Sir Artur Conan Doyle
sobota, 31 grudnia 2016
środa, 9 listopada 2016
Wystawa fotografii - " Lubiąż widziany obiektywem ".
Zapraszam serdecznie na wystawę fotografii mojego autorstwa, oraz zaprezentujemy monety które zostały ostatnio odkryte nieopodal Klasztoru. Zaczynamy 22 listopada ( wtorek ) o godzinie 19:00 w sali widowiskowej Domu Kultury w Lubiążu. Zaprezentujemy też sporo ciekawych informacji oraz odpowiemy na wasze pytania. Wystawę będzie można oglądać do 25 listopada. Zapraszamy!!
Waldek & Aldona Lasik
wtorek, 8 listopada 2016
Podziemia Klasztorne - Kiedy nastąpi zielone światło dla eksploracji?
Szanujmy siebie i innych oraz współpracujmy ze sobą, a nie, że budujemy swój wizerunek badacza, na krzywdzie innych. W tych czasach każda, powtarzam - każda informacja, nawet mająca znamiona fantastyki ( a co to takiego fantastyka w empiryce badacza?... ) każda informacja, jest potencjalnie ważna. Jeśli nie skonsolidujemy naszych szyków, jeśli nie będziemy współpracować tak jak na przykład nasi sąsiedzi z południa, to będą mnożyły się książki napisane na podstawie tylko kilku dokumentów.
Jak już tak bardzo internetowi badacze chcą mieć zajęcie, to poszukajcie w waszych internetach korelacje osób współcześnie posiadających " coś do powiedzenia " a związanych z zabytkami Dolnego Śląska z wielkimi firmami z branży elektrotechnicznej, a jakie to " działały " na terenach Dolnego Śląska. O tym się nie mówi? Wystarczy właściwie dobrać kontekst. Zdjęcia są aktualne. Nic nie zmieniło się i nie zmieni. Na jednym ze zdjęć widać wgłębienie - to efekt prac eksploracyjnych prowadzonych w Klasztorze przez jednostki wojskowe MSW. Praca została nagle przerwana, ku zdziwieniu dowódcy komenderującego w klasztorze. Pozdrawiam wszystkich i apeluję o mniej hejtu a więcej współpracy.
czwartek, 3 listopada 2016
Skarb Monet - Znalezione nieopodal Klasztoru
Jest początek października. Niebo pokryło się szarością, drzewa malują gamą barw, lekko szumi wiatr. wszystko zdaje się być wyciszone, przygotowania do zimy się zaczęły. Między chmurami od czasu do czasu przebijają się promienie słońca nadając całemu obrazowi niesamowity kontrast i wyraz. Nastała jesień. Grzechem dla fotografa byłoby nie wykorzystać takiego dnia, dlatego wraz z żoną i naszym psem (wabi się dźwięcznie Kuczini, ale wołamy go Kuczi) wybraliśmy się na spacer na teren Klasztoru i lasów wokół niego znajdujących się, aby móc na naszych fotografiach uwiecznić ten nieustająco zmieniający krajobraz natury.
Podczas gdy byliśmy z Aldoną zajęci fotografią, Kuczi zajął się jak zwykle tym co lubi najbardziej, czyli kopaniem. Jako, że uwielbia się brudzić, wszedł do wody i rozpoczął szabrowanie z dna wszystkiego, co wydawało mu się ciekawe. Zaintrygowani jego wodno-błotną zabawą nie spodziewaliśmy się, że dzięki niemu natrafimy na takie znalezisko. Naszym oczom ukazały się nietypowe jak na kamienie kształty, najpierw jedno, potem drugie. I tak grzebiąc w wodzie i błocie razem z psem wyciągnęliśmy sporo pojedynczych monet, jak i posklejanych ze sobą w rulon. Po oczyszczeniu ich z mułu i piasku zwykłą wodą, okazało się, że stan monet jest bardzo zły. Dodatkowo błoto, którym wydały się być posklejane, było jakąś mazią, prawdopodobnie smołą, którą mogło być oklejone naczynie czy pojemnik w którym się znajdowały. Niestety nie przetrwało próby czasu, z drugiej strony może zostało uszkodzone? Mało prawdopodobne wydaje się być, ażeby ktoś stał nad wodą i wrzucał do niej pieniążki na szczęście, zwłaszcza, że było tak wiele w jednym miejscu. Skarb może i nie jest wartościowy, ale pozwolił na zadanie wielu pytań i możliwości odnalezienia na nie odpowiedzi. Kto i dlaczego się ich pozbył? Co to za nominał? Jaki to rok? Czy może to był depozyt? Czy ma to związek z Klasztorem? Lubiążem? A może z mieszkańcami?
Podjęliśmy wyzwanie
Przy pomocy szkła powiększającego i wody destylowanej udało się rozszyfrować kilka z nich, a są to: Deutsche Reich Pfenning o różnych nominałach ( od 1, 5 i 10 ) z datami od 1916 d0 1920 roku. I tu zaczęła się niesamowita przygoda z historią, albowiem tego typu monety wykuwane były nie tylko w Niemczech, ale również na terenie dolnego śląska od 1873 do 1922 i używane do 1923 na terenie Polski, gdzie pfennigi zastąpiono marką polską tzw. fenig Królestw Polskiego. Koleją ciekawostką jest fakt, że owe monety były bite z różnych stopów w różnych latach od miedzioniklu po żelazo, cynk a nawet aluminium. Nasz skarb prawdopodobnie jest cynkowy, stąd pewnie jego nie najlepszy stan, gdyż jak wiadomo cynk się utlenia. Żelazo też mogłoby pod wpływem wody skorodować.
Można by przypuszczać, że owe monety przeleżały w niesprzyjającym środowisku nawet 70 lat! Nasuwa się pytanie w jaki sposób się tam znalazły? czy był to depozyt? Czy może nic nie warty złom? Ukrycie łupu przez złodzieja? Czy był to okres I czy II Wojny Światowej? Gdy ludność dowiadywała się, że front się zbliża co mogli zabierali ze sobą, resztę ukrywano w różnego rodzaju skrytkach. Do chowania i zabezpieczania mienia namawiali księża z mównicy ,okręgowi działacze nsdap. Jakby nie było ,wszyscy czuli że front się zbliża, dokładnie chowano na krótko kilka tygodni nawet miesiące. Wiedzieli że wrócą, nie spodziewali się podziału Niemiec i przesunięć granic. Wielu zmarło, dostało się do niewoli itp. Ludzie ukrywali to co stanowiło dla nich jakąkolwiek wartość. Motocykle, rowery, maszyny do szycia, zastawę stołową i sztućce, obrusy, firanki czy ubrania – przedmioty takie mające wymierną wartość dla właścicieli, a których nie można było zabrać ze sobą albo należało je uchronić przed zrabowaniem. Powierzano je ziemi po to, by po nie wrócić. Byli to również ludzie bogaci, którzy mieli świadomość, że zabranie ze sobą cennych przedmiotów w ryzykowną ucieczkę naraża na ich utratę więc lepszą alternatywą dla nich wydawało się ukrycie na miejscu, w specjalnie przygotowanych schowkach, ewentualne powierzenie opieki nad miejscem zaufanym ludziom. Pewne jest, że chowali wszyscy i wszystko, co mogło się przydać w przyszłości, a czego nie można było zabrać w przypadku ucieczki lub tymczasowej zmiany miejsca zamieszkania. Mimo to wielu skrytek nigdy nie odnaleziono. Część z nich do dziś czeka na swoich odkrywców. Najbardziej na wyobraźnię osób zajmujących się tą tematyką działa okres II wojny światowej. Przyczynia się do tego zapewne skala dokonywanych rabunków przez służby III Rzeszy, rozmiary konfliktu, a także mnogość relacji dotyczących ukrywania i deponowania różnego rodzaju cennych przedmiotów i wartościowych zbiorów np. archiwaliów, bibliotek, zbiorów sztuki. Najbardziej wymownym przykładem czego dotyczył proces ukrywania dóbr świadczy działalność właściciela zamku Czocha – Ernesta Gütschowa, który w specjalnym pancernym pokoju ukrył sporą ilość dóbr materialnych w postaci przedmiotów o wartości historycznej i materialnej, w tym cenne ikony prawosławne. To kolejny ujawniony i niestety rozgrabiony skarb, którego losów nie udało się w pełni wyjaśnić. Kolejny przykład pochodzi z terenów położonych niedaleko miejscowości Stegna przy Mierzei Wiślanej. Tam z kolei, więźniowie najprawdopodobniej z pobliskiego obozu Stutthof, pod nadzorem SS wybudowali w zalesionym terenie kilka niewielkich bunkrów ulokowanych w rozkopanych pagórkach, które po złożeniu zawartości w postaci skrzyń zamykano a następnie zasypywano ziemią i maskowano poprzez obsadzenie roślinnością i krzewami. Niestety również wiele lat po wojnie część tzw. ”poszukiwaczy” nie szanowała znalezisk i wiele przedmiotów świadczących o kulturze materialnej ludności przedwojennej bezpowrotnie i bezmyślnie zniszczyła. Często zdarzało się i zdarza nadal, że poszukiwacze zabierają tylko drogocenne rzeczy, biżuterię, ordery, a porcelanę, szkło czy inne przedmioty niszczą lub zostawiają w miejscu odnalezienia, pozostawiając je na działanie czynników atmosferycznych.
Ziemia zabrała, ziemia oddaje. Ziemia oddaje, ziemia zabiera. Nasz „ skarb” jest może i skromny, jednak zastanawia – tak bliska odległość od słynnego już skarbu złotych monet, który odkryły służby bezpieczeństwa Polski Rzeczypospolitej Ludowej. Dlatego w tym kontekście, to znalezisko jest bardzo wartościowe.
Można by przypuszczać, że owe monety przeleżały w niesprzyjającym środowisku nawet 70 lat! Nasuwa się pytanie w jaki sposób się tam znalazły? czy był to depozyt? Czy może nic nie warty złom? Ukrycie łupu przez złodzieja? Czy był to okres I czy II Wojny Światowej? Gdy ludność dowiadywała się, że front się zbliża co mogli zabierali ze sobą, resztę ukrywano w różnego rodzaju skrytkach. Do chowania i zabezpieczania mienia namawiali księża z mównicy ,okręgowi działacze nsdap. Jakby nie było ,wszyscy czuli że front się zbliża, dokładnie chowano na krótko kilka tygodni nawet miesiące. Wiedzieli że wrócą, nie spodziewali się podziału Niemiec i przesunięć granic. Wielu zmarło, dostało się do niewoli itp. Ludzie ukrywali to co stanowiło dla nich jakąkolwiek wartość. Motocykle, rowery, maszyny do szycia, zastawę stołową i sztućce, obrusy, firanki czy ubrania – przedmioty takie mające wymierną wartość dla właścicieli, a których nie można było zabrać ze sobą albo należało je uchronić przed zrabowaniem. Powierzano je ziemi po to, by po nie wrócić. Byli to również ludzie bogaci, którzy mieli świadomość, że zabranie ze sobą cennych przedmiotów w ryzykowną ucieczkę naraża na ich utratę więc lepszą alternatywą dla nich wydawało się ukrycie na miejscu, w specjalnie przygotowanych schowkach, ewentualne powierzenie opieki nad miejscem zaufanym ludziom. Pewne jest, że chowali wszyscy i wszystko, co mogło się przydać w przyszłości, a czego nie można było zabrać w przypadku ucieczki lub tymczasowej zmiany miejsca zamieszkania. Mimo to wielu skrytek nigdy nie odnaleziono. Część z nich do dziś czeka na swoich odkrywców. Najbardziej na wyobraźnię osób zajmujących się tą tematyką działa okres II wojny światowej. Przyczynia się do tego zapewne skala dokonywanych rabunków przez służby III Rzeszy, rozmiary konfliktu, a także mnogość relacji dotyczących ukrywania i deponowania różnego rodzaju cennych przedmiotów i wartościowych zbiorów np. archiwaliów, bibliotek, zbiorów sztuki. Najbardziej wymownym przykładem czego dotyczył proces ukrywania dóbr świadczy działalność właściciela zamku Czocha – Ernesta Gütschowa, który w specjalnym pancernym pokoju ukrył sporą ilość dóbr materialnych w postaci przedmiotów o wartości historycznej i materialnej, w tym cenne ikony prawosławne. To kolejny ujawniony i niestety rozgrabiony skarb, którego losów nie udało się w pełni wyjaśnić. Kolejny przykład pochodzi z terenów położonych niedaleko miejscowości Stegna przy Mierzei Wiślanej. Tam z kolei, więźniowie najprawdopodobniej z pobliskiego obozu Stutthof, pod nadzorem SS wybudowali w zalesionym terenie kilka niewielkich bunkrów ulokowanych w rozkopanych pagórkach, które po złożeniu zawartości w postaci skrzyń zamykano a następnie zasypywano ziemią i maskowano poprzez obsadzenie roślinnością i krzewami. Niestety również wiele lat po wojnie część tzw. ”poszukiwaczy” nie szanowała znalezisk i wiele przedmiotów świadczących o kulturze materialnej ludności przedwojennej bezpowrotnie i bezmyślnie zniszczyła. Często zdarzało się i zdarza nadal, że poszukiwacze zabierają tylko drogocenne rzeczy, biżuterię, ordery, a porcelanę, szkło czy inne przedmioty niszczą lub zostawiają w miejscu odnalezienia, pozostawiając je na działanie czynników atmosferycznych.
Ziemia zabrała, ziemia oddaje. Ziemia oddaje, ziemia zabiera. Nasz „ skarb” jest może i skromny, jednak zastanawia – tak bliska odległość od słynnego już skarbu złotych monet, który odkryły służby bezpieczeństwa Polski Rzeczypospolitej Ludowej. Dlatego w tym kontekście, to znalezisko jest bardzo wartościowe.
czwartek, 6 października 2016
Lasek św. Jadwigi w Lubiążu - Tropem tajemnic cz. 1
Z końcem września, przy pięknej pogodzie, grupa fascynatów Trzeciej Rzeszy, postanowiła zebrać się i wybrać na spacer po Lubiążu tropem starej nowej historii. Odwiedziliśmy miejsca nie zawsze dostępne turystyczne bądź nie zawsze reklamowane tak jak na to zasługują.Okryte mrokiem tajemnic, pozostawione zapomnieniu, które z roku na rok zaciera ślady po miejscach, które w niedawnej przeszłości miały ogromne znaczenie dla ludzi niegdyś żyjących na tych terenach. Pokonaliśmy kilka kilometrów,by dotrzeć do tych miejsce,czy to polnymi drogami czy leśnymi duktami oraz łąkowymi mokradłami. Czas upłynął nam na dyskusjach, wymianach poglądów i informacji. Wspólnie próbowaliśmy rozwiązać kilka hipotez dotyczących przeznaczenia poszczególnych elementów układanki jakimi są budowle i pozostałości po nich, w okolicach opactwa pocysterskiego w Lubiążu. Najciekawszymi miejscami jak dla nas, okazały się te w bliskiej odległości klasztoru. Zwrotna oczyszczalnia wody; budowla która w oficjalnym przekazie funkcjonuje jako stacja pomp a w domniemaniu eksploratorów widnieje jako szyb wentylacyjny lub przepompownia wody do klasztoru. Jak zwał, tak zwał, jednak gdy wyjdzie się w przysłowiowy teren, to widząc tego typu obiekty, zawsze powstaje wrażenie o sprzeczności oficjalnego przekazu z tym, co ukazuje się naszym oczom. Miejscem o którym napiszę teraz wam, to lasek św. Jadwigi, leżący około półtora kilometra w linii prostej od klasztoru. Często urządzamy sobie spacery do tego miejsca aby odpocząć na łonie pięknej łęgowej przyrody, oraz aby porozmyślać na temat rozwiązań, które pomogły by w rozwikłaniu wielu zagadek bytności Niemców na dolnym śląsku. Preferujemy osobiste poznawanie interesujących nas miejsc. Wychodząc z założenia, że trzeba zobaczyć na własne oczy a nie polegać tylko na zapiskach, acz wiedza dostępna w sieci jest bardzo pomocna. Zachęcamy do czytania książek, zarówno tych starych jak i tych nowych, różnego typu opracowań oraz do rozmowy z ludźmi - to największa skarbnica wiedzy.
Do lasku św. Jadwigi polecam udać się pieszo, auto zostawiamy na parkingu przy klasztorze. Udajemy się drogą M. L. Willmanna mijając po drodze lubiąski dom kultury, dochodzimy do kapliczki św. Jana Nepomucena. Następnie udajemy się na prawo, ulicą Wojska Polskiego, którą po przejściu około pięciuset metrów skręcamy w lewo w ulicę Św. Jadwigi i po kilkunastu metrach możemy zobaczyć budynek starej remizy strażackiej. Na końcu ulicy szutrowej, widzimy tablicę z opisem miejsca czyli naszym lasem św. Jadwigi. Teraz następuje konsternacja - jak dalej? Od razu mówię, że oznakowanie końcowego etapu jest skromne. Warto, tak jak my chodzimy, udać się szutrową ulicą Krzydlińską i po lewej stronie wejść do lasku. Jednak polecamy też bardzo dobrą alternatywę w postaci pójścia drogą na lewo od tablicy informacyjnej gdzie za około trzysta metrów trafiamy na studnię św. Jadwigi.
Lasek św. Jadwigi to miejsce magiczne. Obszar około pięciu hektarów łagodnego stoku, porośniętych olchami oraz dębiną. Na końcu którego znajduje się źródlisko, a po przeciwległej stronie studnia św. Jadwigi. Pierwsza wzmianka o tym miejscu datowana jest na rok 1508 kiedy to opat Andreas Hoffman nakazał budowę ujęcia wody i rurociągu zaopatrującego klasztor w wodę. Pod koniec XVII w. w 1649 roku zmodernizowano wodociąg i wybudowano trzy studnie. Kilka lat temu, odkryto fragmenty drewnianych rur jakimi przesyłano wodę do klasztoru. W 1727 roku opat Ludwig Bauch dla uczczenia św. Jadwigi, zlecił wybudowanie sześciu kaplic drogi krzyżowej, które nie zachowały się do naszych czasów. Były jeszcze z końcem II w. światowej. Obecnie widać tylko fundamenty. Niektórzy ludzie, pierwsi osadnicy którzy przybyli po wojnie do Lubiąża, opowiadali, że na kilku z nich były zachowane jeszcze dachy. Jednak wszystkie zostały rozszabrowane.
Legenda głosi, że święta Jadwiga była skromną osobą która zawsze upodabniała się do swego ludu, była pokorną chrześcijanką i z racji tego, chodziła boso po naszym padole. Mąż Jadwigi, Henryk I Brodaty zamartwiał się tym, że jego żona chodzi na boso i dogadał się z Opatem klasztornym który był jej spowiednikiem, by ten nakazał księżnej noszenie butów. Pewnego razu, kiedy księżna przybyła, a jakże, boso do klasztoru, sprytny duchowny podarował jej parę butów w ramach rozgrzeszenia i pokuty zadość uczynienia aby zawsze je nosiła ze sobą. Księżna chciała być posłuszna swemu spowiednikowi i wierna swemu postanowieniu, więc podarowane buty nosiła... przewieszone na sznurku na ramieniu. Pewnego razu, idąc boso z Lubiąża do Trzebnicy. Odwróciła się aby spojrzeć raz jeszcze na swój ukochany klasztor. W miejscu gdzie przystanęła, spod jej bosych stóp wytrysnęła woda. Mieszkańcy Lubiąża wybudowali w tym miejscu studnię. Po pewnym czasie okazało się, że woda z tej studni ma właściwości lecznicze.
Historia podczas drugiej Wojny Światowej tego miejsca, jest mroczna. Żołnierze Trzeciej Rzeszy użytkowali te tereny nie wpuszczając nań tubylców. Odnośnie po co i dlaczego? Te pytania jak do tej pory zostają bez odpowiedzi. To tutaj major ówczesnych służb bezpieczeństwa PRL Stanisław Siorek, lokował swoje hipotetyczne ukryte podziemia. W których to, funkcjonował najtajniejszy z tajnych - ośrodek badawczy lub fabryka Niemiecka. W lasku widnieją po dziś dzień, dwa sporych rozmiarów kręgi na około metrowej podmurówce których to przeznaczenie jest delikatnie ujmując dwuznaczne. Są podzielone zdania i jedna strona głosi, że to ujęcia wody wybudowane w XX w. a druga, że to zalane wejścia do podziemnych instalacji. Major Siorek, mimo tego, że był esbekiem fascynowały go tajemnice lubiąskie, posiadał dostęp do całego obiektu i co najważniejsze, posiadał informacje od ludzi - świadków tamtych wydarzeń. Większość współcześnie piszących eksploratorów o Lubiążu, bazuje na dokonaniach Siorka i powiela jego hipotezy. My wyszliśmy temu na przeciw i skonfrontowaliśmy ze sobą kilka głównych. Ukazało się naszym oczom, zgoła inne miejsce, ciekawe i mocno tajemnicze. Zawsze powtarzam, że należy osobiście wejść w teren aby cokolwiek samemu zrozumieć. Na naszym spacerze, kilka osób miało możliwość osobistego zweryfikowania tego co funkcjonuje w przestrzeni publicznej, z tym co ukazało się ich oczom.
Temat Lasku św. Jadwigi będzie cyklicznie poruszany na moim blogu. Postaram się przybliżyć Państwu swoje odkrycia, oraz ukazać dokonania innych eksploratorów. Zapraszam również do odwiedzenia i zwiedzenia Lubiąża, nie tylko klasztoru, a wielu ciekawych miejsc jakie są w okolicach. Ponawiamy nasz apel. Prosimy wszystkie osoby, które posiadają stare zdjęcia, dokumenty, powiązane z przedwojenną historią Lubiąża i okolic, informacje odnośnie stada ogierów w klasztorze, aby odezwały się do nas. W drugiej połowie października, organizuję wraz z Aldoną Lasik, drugi spacer szlakiem " Starej Nowej Historii ". Zapraszamy wszystkie chętne osoby.
poniedziałek, 19 września 2016
Po nitce do kłębka - od kawałka do całości. Autor : Aldona Lasik
Witam serdecznie. Chciałabym podzielić się z wami, nie tyle moimi i Męża odkryciami, ale informacjami do których dotarliśmy poprzez małe, a czasem szczątkowe kawałki porcelany, które to kryją za sobą bardzo ciekawą historię czasów, które są już dawno za nami, ale o których to myślę, że powinniśmy pamiętać. To historia sztuki, ekonomii, biznesu, miejsc i przede wszystkim ludzi ją tworzących.
Dla mnie jest to również forma relaksu.Mając kawałek czegoś, co było całością miało swój czas powstania, transportu, sprzedaży, zniszczenia, miejsce odnalezienia, jak poskładać jego dzieje? Jak np. za pomocą sygnatury tylko jednej litery "H" odnaleźć wszystkie te informacje? Wystarczy ciekawość, cierpliwość i trzeba lubić szukać.
Nagrodą za wytrwałość jest historia i wiedza z niej wynikająca, poznanie faktów czasem odkrycie nowych miejsc, "przywrócenie do życia" czegoś co już nie istnieje, pamięć ludziach ich pracy, sposobie życia i upiększania go sobie przedmiotami z porcelany.
Zawsze lubiłam i nadal lubię poznawać i uczyć się "starej nowej historii". Antyki (a co z nimi idzie porcelany) zawsze były mi bliskie. Intrygowała mnie ich delikatność, gładkość i niesamowite ( a zwłaszcza kiedyś, bo były przede wszystkim ręczne!!) zdobienia, ilustracje życia codziennego , herby, różne rodzaje pism, kolory, kształty, złocenia itd. Dochodzimy w ten sposób do sygnatur, którymi były oznaczane zastawy, figury, wazy, wazony itp charakterystyczne dla firm-fabryk je produkujących w poszczególnych okresach działalności.
Dzielę się z Wami moim sukcesem rozszyfrowania kilku fragmentów właśnie dzięki sygnaturom.
Dla mnie jest to również forma relaksu.Mając kawałek czegoś, co było całością miało swój czas powstania, transportu, sprzedaży, zniszczenia, miejsce odnalezienia, jak poskładać jego dzieje? Jak np. za pomocą sygnatury tylko jednej litery "H" odnaleźć wszystkie te informacje? Wystarczy ciekawość, cierpliwość i trzeba lubić szukać.
Nagrodą za wytrwałość jest historia i wiedza z niej wynikająca, poznanie faktów czasem odkrycie nowych miejsc, "przywrócenie do życia" czegoś co już nie istnieje, pamięć ludziach ich pracy, sposobie życia i upiększania go sobie przedmiotami z porcelany.
Zawsze lubiłam i nadal lubię poznawać i uczyć się "starej nowej historii". Antyki (a co z nimi idzie porcelany) zawsze były mi bliskie. Intrygowała mnie ich delikatność, gładkość i niesamowite ( a zwłaszcza kiedyś, bo były przede wszystkim ręczne!!) zdobienia, ilustracje życia codziennego , herby, różne rodzaje pism, kolory, kształty, złocenia itd. Dochodzimy w ten sposób do sygnatur, którymi były oznaczane zastawy, figury, wazy, wazony itp charakterystyczne dla firm-fabryk je produkujących w poszczególnych okresach działalności.
Dzielę się z Wami moim sukcesem rozszyfrowania kilku fragmentów właśnie dzięki sygnaturom.
Fragment talerza z sygnaturą używaną miedzy 1922-1930 rokiem(znalezione w Stanisławowie)
Fabryka została założona w 1860 roku w Königszelt ( Jaworzyna Śląska) przez przedsiębiorce budowlanego Silbera, który wybiera tą lokalizację ze względu na łatwy dostęp do gliny i węgla. W 1872 firma zostaje sprzedana i zmienia nazwę Porzellanfabrik Heckman&Rappsilbere. Następnie zostaje kupiona przez Strupp-Konzern , poraz kolejny zmieniając nazwę tym razem na Porzellanfabrik Königszelt AG.
Warto zaznaczyć,że jako jedna z niewielu niemieckich firm produkowała wizerunek Myszki Miki na licencji Disneya.Niestety w czasach II Wojny Światowej Naziści uznają bajki Disneya za anty-aryjskie z czego większość produktów zostaje zniszczona. Modele, czy też zachowana w prywatnych rękach porcelana z tamtego okresu należą do najrzadszych europejskich przedwojennych kolekcji Disneya.
W 1945 niemieccy pracownicy opuszczają fabrykę, którą przejmuje państwo Polskie tworząc: Państwowy Zakład Porcelany Stołowej Jaworzyna Śląska. W 1957 roku zakład zostaje zamieniony w Spółkę z.oo "Karolina" i funkcjonuje po dziś dzień. Strona oficjalna: www.karolina.info.pl
Sygnatura KPM używana w 1840-1895 roku w Waldenburgu (Wałbrzych); znalezione w Lubiążu
Założona firm przez CS Rauch w 1820 roku produkująca wyroby sanitarne. Przejęta następnie przez Carla Kristera Franza tzw. malarza błękitem, który doprowadza do rozkwitu fabryki.Różnice poglądów w rodzinie Haenschke oraz problemy finansowe zmusiły właścicieli do przekształcenia firmy w 1920 roku w spółkę akcyjną Krister Porzellanindustrie AG. W tym samym roku zmarł Albert Haenschke, a w 1921 roku doszło do przejęcia fabryki przez koncern Rosenthal AG.
Pomimo trudności i zmian, fabryka porcelany Carla Kristera pozostała ważnym elementem przemysłowego krajobrazu Wałbrzycha. W 1921 roku otrzymała zlecenie na produkcję tzw. pieniędzy zastępczych z porcelany. Początkowo monet o nominale 75 fenigów, a od 1922 roku także 20 i 50 fenigów oraz 1 marki. Po jego śmierci przechodzi do Heanschenke, który rozbudowuje fabrykę i przekształca ja w spółkę akcyjną Krister Porzellan Manufaktur AG. Produkowany asortyment wzorowany był na formach "Królewskiej Manufaktury Porcelany w Berlinie". Produkowano od cybuchu do fajek po filiżanki, zastawy, cukiernice, dzbany itp.
Po II Wojnie Światowej kazano opuścić teren fabryki niemieckim pracownikom z wyjątkiem tych wykwalifikowanych, którzy zostają, by reedukować polskich imigrantów. Od 1952 roku znakiem firmowym fabryki został: WAWEL i pod nazwą Fabryka Porcelany KRZYSZTOF zakład kontynuował produkcję jako przedsiębiorstwo państwowe do 1995 roku, kiedy nastąpiła reprywatyzacja i przekształcenie w spółkę akcyjną Fabryka Porcelany "KRZYSZTOF" S.A.. W 2010 roku zostaje sprywatyzowana i zmieniona na Spółkę z. oo.
Gama produktów od tanich wyrobów do wysokiej klasy zastawy stołowej.
Obecnie fabryka znajduje się w stanie upadłości likwidacyjnej i poszukuje inwestora, który kupi zakład i przywróci mu dawną pozycję.
Sygnatura używana w 1924-1946 roku (znaleziona w Piskorzowicach)
Fabryka powstała w 1910 roku w Weiden przez Christiana Wilhelma Seltmanna. Był jednym z pierwszych przedsiębiorców, który oferował nie tylko zastawę, figurki i dzieła porcelanowe, ale również dodatkowe asortymenty drobnego szkła. Nagła śmierć właściciela w wyniku wypadku nie spowodowała zamknięcia fabryki, która została dalej prowadzona przez żonę Katharinę oraz jego synów
Podczas II WŚ jak w wielu innych fabrykach zakłady straciły większą część siły roboczej, surowców czy odbiorców. Część budynków została zniszczona, a część była przeznaczona na mieszkania dla amerykańskich żołnierzy. Mimo wszystko dzięki walczącej o spadek rodzinie oraz jej lojalnym i oddanym pracownikom udało się odbudować fabrykę, która stopniowo odzyskiwała "sprawność" produkcyjną. Syn Wilhelm podobnie jak ojciec nienawidził działań rady nadzorczej sam prowadził firmę i nie pozwolił aby została przekształcona w spółkę akcyjną czy z.oo. Twierdził,że biznes powinien zostać w rodzinie.
W latach 50tych XX wieku fabryka przejęła większość historycznej "uprzywilejowanej Królewskiej fabryki porcelany założonej w Tettau, jak i kilka innych manufaktur w Turyngii.Gromadzi dorobek 250 lat doswiadczeń.
Warto zaznaczyć ,że swego czasu produkują porcelanę na dwór Króla Pruskiego Wilhelma II.
Piekne formy, lekkie kształty i bogate wzornictwo. Jedna z nielicznych pozostałych firm rodzinnych w Niemczech.
Sygnatura z okresu 1884-1902 roku powinna być niebieska, ale widocznie kolor się wybarwił na skutek kontaktu z wodą i glebą ( znaleziony w Osówce)
Początek prawdopodobnie sięga 1760 roku gdy teolog Georg Heinrich Macheleidt otrzymuje koncesję od księcia Johanna Friedricha von Schwarzburg Rudolstadt by otworzyć fabrykę porcelany w Sitzendorf ( Turyngia),która nie przetrzymała próby czasu. W 1850 roku Wilhelm Liebmann na nowo stwarza fabrykę w miejscu dawnej, szybko zyskując dobre opinie i popyt na swoje produkty. Niestety Prawie cały dobytek traci w pożarze. Nie poddaje się i odbudowuje firmę w 1858roku z nowym finansowym partnerem i zaczynają funkcjonować jako Sitzendorfer Porzellanmanufaktur Wilhelm Liebman & CIE,a parę lat później nabywają ją bracia Alfred i Carl Wilhelm Voight. Wzbogacili gamę produktów i przemianowali firmę na spółkę.
Katastrofalne skutki I WŚ i kryzys ekonomiczny niemal zrujnowały firmę. Jej sytuacja zaczęła się stabilizować po 1932 roku pod nowymi zarządcami Reinhold REBHAN. Podczas II WŚ pracownicy zostają przeniesieni do fabryk zbrojeniowych, a produkcja porcelany odbywa się w szałasach i budynkach stoczni należących do fabryki. Ze względu na stare linie produkcyjne, brak ludzi, wydajność bardzo spadła. Po znacjonalizowaniu w 1972 NRD nie wykazywało zainteresowania remontem starej fabryki, która stopniowo uległa degradacji.Po zjednoczeniu Niemiec Firmę zreprywatyzowano i częściowo odbudowano. Mimo wszystko nie była w stanie sprostać wymogom rynkowym i figury porcelanowe które głównie produkowano nie miały takiej racji bytu jak kiedyś. Złe zarządzanie i błędy finansowe doprowadzają fabrykę (z 150 letnim doświadczeniem) do ogłoszenia upadłości 15 listopada 2012 roku.
Sygnatura niebieska PS okres 1896-1918 ( znaleziona w Lubiążu)
Fabryka porcelany, założona przez Gustava Otrembę w 1888 roku, w obiektach dawnej fabryki gwoździ. Otrzymała nazwę Gustav Otremba Porzellanfabrik Sorau N.L.. Rok później (1889) do spółki z G. Otrembą przystąpił inżynier i oficer Landwehry w stopniu kapitana, Franz Böhme.
Produkcji, która obejmowała wówczas serwisy obiadowe, serwisy do kawy i herbaty, filiżanki, talerze okolicznościowe, wazony, świeczniki, przybory toaletowe.
W czerwcu 1892 roku Gustav Otremba odsprzedał fabrykę dotychczasowemu wspólnikowi i Franz Böhme został jej jedynym właścicielem i zmienił jej nazwę na Franz Boehme Porzellanfabrik Sorau N/L.
W styczniu 1900 roku Fabryka Porcelany w Żarach przystąpiła do Zjednoczenia Niemieckich Fabryk Porcelany (Vereinigung deutscher Porzellanfabriken zur Hebung der Porzellanindustrie, GmbH). przekształciła się w 1901 roku w spółkę Porzellanfabrik Sorau GmbH, której nowym właścicielem został syn Franza, Fritz Böhme.
Wybuch I Wojny Światowej spowodował trudności w całym przemyśle ceramicznym ówczesnej Europy, co odbiło się także na sytuacji fabryki w Żarach. Pobory wykwalifikowanych pracowników do wojska, utrata zagranicznych rynków zbytu, inflacja, wzrost cen surowców, zastój w handlu i brak zainteresowania wyrobami z porcelany zmusił cały przemysł do zmian i poszukiwania nowych źródeł finansowania.
W 1914 roku współwłaścicielem fabryki został znany żarski kupiec Gotthard Curtius, co miało poprawić sytuację finansową przedsiębiorstwa. W 1918 roku Franz i Fritz Böhme odsprzedali fabrykę Curtisowi, który został jej nowym właścicielem.
W dniu 14 października 1918 roku na posiedzeniu Zarządu zapadła decyzja o zamknięciu fabryki. Nie jest jasne, czy w okresie poprzedzającym tę decyzję produkcja została wstrzymana, czy też fabryka funkcjonowała dalej.
Na początku grudnia 1918 roku, fabryka została przejęta przez koncern Christian & Ernst Carstens. przyjęła nową nazwę C. & E. Carstens, Porzellanfabrik Sorau, pod którą występowała do 1923 roku.
2 października 1923 roku zmarł nagle w wieku 51 lat, właściciel żarskiej fabryki, Ernst Carstens. Fabrykę przejęli jego spadkobiercy: żona Anna Christine Carstens oraz dwaj synowie: Walter i Ernst jego spadkobiercy wcielili w życie jego ideę połączenia fabryk w jedną grupę przedsiębiorstw. Zmiana ta objęła fabryki porcelany w Żarach, Blankenhein, Reichenbach oraz fabrykę fajansu w Elmshorn (rodzinnym mieście Carstensów) C. & E. Carstens Elmshorner Steingutfabrik, która została centralą firmy.
W 1930 roku, pomimo panującego kryzysu, fabryka eksportowała ok. 14% swoich wyrobów.
W czasie II Wojny Światowej fabryka w Żarach zaczęła produkować izolatory porcelanowe i drobne elementy dla przemysłu zbrojeniowego. Od 1940 roku zaprzestano zdobienia wyrobów złoceniami, co związane było z obowiązującym w czasie wojny zakazem używania złota do zdobień. Złocenia zastąpiono malaturą jasnobrązową lub dobraną do kolorystycznej tonacji dekoru.
W lutym 1945 roku, po ciężkich walkach w Żarach, fabryka przestała istnieć. Po zajęciu miasta przez wojska sowieckie, niemal całe wyposażenie fabryki zostało wywiezione do ZSRR.
Jak widać każdy z tych małych fragmentów jest częścią czegoś większego, a nawet bardzo wielkiego. Nie wiem czy na pewno dobrze rozszyfrowałam powyższe znaki, są i takie, których nie mogę odgadnąć. Można by było bardziej się w tą historię zagłębić odnaleźć ludzi, kolekcje z tamtych czasów. Mnie cieszy fakt, że udało mi się dowiedzieć co nieco o prawdopodobnym pochodzeniu tych "kawałków". Nie ukrywam, że największą frajdą byłoby dowiedzieć się dlaczego znalazłam je w takich a nie innych miejscach. Myślę jednak, że tego nigdy się nie dowiem, kto był właścicielem, kiedy i gdzie je kupiono. Może jednak uda mi się dowiedzieć jak wyglądały kolekcje porcelany z owymi sygnaturami? Ale o tym napiszę następnym razem.
Autor: Aldona Lasik
Warto zaznaczyć,że jako jedna z niewielu niemieckich firm produkowała wizerunek Myszki Miki na licencji Disneya.Niestety w czasach II Wojny Światowej Naziści uznają bajki Disneya za anty-aryjskie z czego większość produktów zostaje zniszczona. Modele, czy też zachowana w prywatnych rękach porcelana z tamtego okresu należą do najrzadszych europejskich przedwojennych kolekcji Disneya.
W 1945 niemieccy pracownicy opuszczają fabrykę, którą przejmuje państwo Polskie tworząc: Państwowy Zakład Porcelany Stołowej Jaworzyna Śląska. W 1957 roku zakład zostaje zamieniony w Spółkę z.oo "Karolina" i funkcjonuje po dziś dzień. Strona oficjalna: www.karolina.info.pl
Sygnatura KPM używana w 1840-1895 roku w Waldenburgu (Wałbrzych); znalezione w Lubiążu
Założona firm przez CS Rauch w 1820 roku produkująca wyroby sanitarne. Przejęta następnie przez Carla Kristera Franza tzw. malarza błękitem, który doprowadza do rozkwitu fabryki.Różnice poglądów w rodzinie Haenschke oraz problemy finansowe zmusiły właścicieli do przekształcenia firmy w 1920 roku w spółkę akcyjną Krister Porzellanindustrie AG. W tym samym roku zmarł Albert Haenschke, a w 1921 roku doszło do przejęcia fabryki przez koncern Rosenthal AG.
Pomimo trudności i zmian, fabryka porcelany Carla Kristera pozostała ważnym elementem przemysłowego krajobrazu Wałbrzycha. W 1921 roku otrzymała zlecenie na produkcję tzw. pieniędzy zastępczych z porcelany. Początkowo monet o nominale 75 fenigów, a od 1922 roku także 20 i 50 fenigów oraz 1 marki. Po jego śmierci przechodzi do Heanschenke, który rozbudowuje fabrykę i przekształca ja w spółkę akcyjną Krister Porzellan Manufaktur AG. Produkowany asortyment wzorowany był na formach "Królewskiej Manufaktury Porcelany w Berlinie". Produkowano od cybuchu do fajek po filiżanki, zastawy, cukiernice, dzbany itp.
Po II Wojnie Światowej kazano opuścić teren fabryki niemieckim pracownikom z wyjątkiem tych wykwalifikowanych, którzy zostają, by reedukować polskich imigrantów. Od 1952 roku znakiem firmowym fabryki został: WAWEL i pod nazwą Fabryka Porcelany KRZYSZTOF zakład kontynuował produkcję jako przedsiębiorstwo państwowe do 1995 roku, kiedy nastąpiła reprywatyzacja i przekształcenie w spółkę akcyjną Fabryka Porcelany "KRZYSZTOF" S.A.. W 2010 roku zostaje sprywatyzowana i zmieniona na Spółkę z. oo.
Gama produktów od tanich wyrobów do wysokiej klasy zastawy stołowej.
Obecnie fabryka znajduje się w stanie upadłości likwidacyjnej i poszukuje inwestora, który kupi zakład i przywróci mu dawną pozycję.
Sygnatura używana w 1924-1946 roku (znaleziona w Piskorzowicach)
Fabryka powstała w 1910 roku w Weiden przez Christiana Wilhelma Seltmanna. Był jednym z pierwszych przedsiębiorców, który oferował nie tylko zastawę, figurki i dzieła porcelanowe, ale również dodatkowe asortymenty drobnego szkła. Nagła śmierć właściciela w wyniku wypadku nie spowodowała zamknięcia fabryki, która została dalej prowadzona przez żonę Katharinę oraz jego synów
Podczas II WŚ jak w wielu innych fabrykach zakłady straciły większą część siły roboczej, surowców czy odbiorców. Część budynków została zniszczona, a część była przeznaczona na mieszkania dla amerykańskich żołnierzy. Mimo wszystko dzięki walczącej o spadek rodzinie oraz jej lojalnym i oddanym pracownikom udało się odbudować fabrykę, która stopniowo odzyskiwała "sprawność" produkcyjną. Syn Wilhelm podobnie jak ojciec nienawidził działań rady nadzorczej sam prowadził firmę i nie pozwolił aby została przekształcona w spółkę akcyjną czy z.oo. Twierdził,że biznes powinien zostać w rodzinie.
W latach 50tych XX wieku fabryka przejęła większość historycznej "uprzywilejowanej Królewskiej fabryki porcelany założonej w Tettau, jak i kilka innych manufaktur w Turyngii.Gromadzi dorobek 250 lat doswiadczeń.
Warto zaznaczyć ,że swego czasu produkują porcelanę na dwór Króla Pruskiego Wilhelma II.
Piekne formy, lekkie kształty i bogate wzornictwo. Jedna z nielicznych pozostałych firm rodzinnych w Niemczech.
Sygnatura z okresu 1884-1902 roku powinna być niebieska, ale widocznie kolor się wybarwił na skutek kontaktu z wodą i glebą ( znaleziony w Osówce)
Początek prawdopodobnie sięga 1760 roku gdy teolog Georg Heinrich Macheleidt otrzymuje koncesję od księcia Johanna Friedricha von Schwarzburg Rudolstadt by otworzyć fabrykę porcelany w Sitzendorf ( Turyngia),która nie przetrzymała próby czasu. W 1850 roku Wilhelm Liebmann na nowo stwarza fabrykę w miejscu dawnej, szybko zyskując dobre opinie i popyt na swoje produkty. Niestety Prawie cały dobytek traci w pożarze. Nie poddaje się i odbudowuje firmę w 1858roku z nowym finansowym partnerem i zaczynają funkcjonować jako Sitzendorfer Porzellanmanufaktur Wilhelm Liebman & CIE,a parę lat później nabywają ją bracia Alfred i Carl Wilhelm Voight. Wzbogacili gamę produktów i przemianowali firmę na spółkę.
Katastrofalne skutki I WŚ i kryzys ekonomiczny niemal zrujnowały firmę. Jej sytuacja zaczęła się stabilizować po 1932 roku pod nowymi zarządcami Reinhold REBHAN. Podczas II WŚ pracownicy zostają przeniesieni do fabryk zbrojeniowych, a produkcja porcelany odbywa się w szałasach i budynkach stoczni należących do fabryki. Ze względu na stare linie produkcyjne, brak ludzi, wydajność bardzo spadła. Po znacjonalizowaniu w 1972 NRD nie wykazywało zainteresowania remontem starej fabryki, która stopniowo uległa degradacji.Po zjednoczeniu Niemiec Firmę zreprywatyzowano i częściowo odbudowano. Mimo wszystko nie była w stanie sprostać wymogom rynkowym i figury porcelanowe które głównie produkowano nie miały takiej racji bytu jak kiedyś. Złe zarządzanie i błędy finansowe doprowadzają fabrykę (z 150 letnim doświadczeniem) do ogłoszenia upadłości 15 listopada 2012 roku.
Sygnatura niebieska PS okres 1896-1918 ( znaleziona w Lubiążu)
Fabryka porcelany, założona przez Gustava Otrembę w 1888 roku, w obiektach dawnej fabryki gwoździ. Otrzymała nazwę Gustav Otremba Porzellanfabrik Sorau N.L.. Rok później (1889) do spółki z G. Otrembą przystąpił inżynier i oficer Landwehry w stopniu kapitana, Franz Böhme.
Produkcji, która obejmowała wówczas serwisy obiadowe, serwisy do kawy i herbaty, filiżanki, talerze okolicznościowe, wazony, świeczniki, przybory toaletowe.
W czerwcu 1892 roku Gustav Otremba odsprzedał fabrykę dotychczasowemu wspólnikowi i Franz Böhme został jej jedynym właścicielem i zmienił jej nazwę na Franz Boehme Porzellanfabrik Sorau N/L.
W styczniu 1900 roku Fabryka Porcelany w Żarach przystąpiła do Zjednoczenia Niemieckich Fabryk Porcelany (Vereinigung deutscher Porzellanfabriken zur Hebung der Porzellanindustrie, GmbH). przekształciła się w 1901 roku w spółkę Porzellanfabrik Sorau GmbH, której nowym właścicielem został syn Franza, Fritz Böhme.
Wybuch I Wojny Światowej spowodował trudności w całym przemyśle ceramicznym ówczesnej Europy, co odbiło się także na sytuacji fabryki w Żarach. Pobory wykwalifikowanych pracowników do wojska, utrata zagranicznych rynków zbytu, inflacja, wzrost cen surowców, zastój w handlu i brak zainteresowania wyrobami z porcelany zmusił cały przemysł do zmian i poszukiwania nowych źródeł finansowania.
W 1914 roku współwłaścicielem fabryki został znany żarski kupiec Gotthard Curtius, co miało poprawić sytuację finansową przedsiębiorstwa. W 1918 roku Franz i Fritz Böhme odsprzedali fabrykę Curtisowi, który został jej nowym właścicielem.
W dniu 14 października 1918 roku na posiedzeniu Zarządu zapadła decyzja o zamknięciu fabryki. Nie jest jasne, czy w okresie poprzedzającym tę decyzję produkcja została wstrzymana, czy też fabryka funkcjonowała dalej.
Na początku grudnia 1918 roku, fabryka została przejęta przez koncern Christian & Ernst Carstens. przyjęła nową nazwę C. & E. Carstens, Porzellanfabrik Sorau, pod którą występowała do 1923 roku.
2 października 1923 roku zmarł nagle w wieku 51 lat, właściciel żarskiej fabryki, Ernst Carstens. Fabrykę przejęli jego spadkobiercy: żona Anna Christine Carstens oraz dwaj synowie: Walter i Ernst jego spadkobiercy wcielili w życie jego ideę połączenia fabryk w jedną grupę przedsiębiorstw. Zmiana ta objęła fabryki porcelany w Żarach, Blankenhein, Reichenbach oraz fabrykę fajansu w Elmshorn (rodzinnym mieście Carstensów) C. & E. Carstens Elmshorner Steingutfabrik, która została centralą firmy.
W 1930 roku, pomimo panującego kryzysu, fabryka eksportowała ok. 14% swoich wyrobów.
W czasie II Wojny Światowej fabryka w Żarach zaczęła produkować izolatory porcelanowe i drobne elementy dla przemysłu zbrojeniowego. Od 1940 roku zaprzestano zdobienia wyrobów złoceniami, co związane było z obowiązującym w czasie wojny zakazem używania złota do zdobień. Złocenia zastąpiono malaturą jasnobrązową lub dobraną do kolorystycznej tonacji dekoru.
W lutym 1945 roku, po ciężkich walkach w Żarach, fabryka przestała istnieć. Po zajęciu miasta przez wojska sowieckie, niemal całe wyposażenie fabryki zostało wywiezione do ZSRR.
Jak widać każdy z tych małych fragmentów jest częścią czegoś większego, a nawet bardzo wielkiego. Nie wiem czy na pewno dobrze rozszyfrowałam powyższe znaki, są i takie, których nie mogę odgadnąć. Można by było bardziej się w tą historię zagłębić odnaleźć ludzi, kolekcje z tamtych czasów. Mnie cieszy fakt, że udało mi się dowiedzieć co nieco o prawdopodobnym pochodzeniu tych "kawałków". Nie ukrywam, że największą frajdą byłoby dowiedzieć się dlaczego znalazłam je w takich a nie innych miejscach. Myślę jednak, że tego nigdy się nie dowiem, kto był właścicielem, kiedy i gdzie je kupiono. Może jednak uda mi się dowiedzieć jak wyglądały kolekcje porcelany z owymi sygnaturami? Ale o tym napiszę następnym razem.
Autor: Aldona Lasik
niedziela, 4 września 2016
Czasami warto planować, jednak elastyczność daje kontrolę.
Witajcie. Czasami warto planować, jednak elastyczność daje kontrolę. Zgadzacie się z tym?
Poniekąd, to prawda. Pragnę przytoczyć wam tekst, który napisałem w grupie na Facebooku, w odpowiedzi na chyba przesyt wydarzeń jakie mają miejsce u wielu osób. " Poniekąd, jako administrator oraz założyciel tejże grupy, czuję się, mówiąc kolokwialnie - wywołany do tablicy. Powiem / napiszę dosadnie tak: za dużo polityki nic nie znaczącej, za dużo nic nie wynikających przepychanek a za mało konkretów w postaci gotowych rozwiązań tudzież planów naprawczych sytuacji o jakiej z taką lubością, czytam tutaj czy,w lokalnej prasie. To nasze takie polskie, to narzekanie i nic nie robienie a tylko hmm informowanie? Uprzejmie donoszę?!... Czy może - ja wiem ale i wy wiedzcie, ale nic z tym nie robimy?... Kwestię " uprzejmie donoszę " przerobiłem po donosie obywatelskim przez pewną Panią jaki został w maju poczyniony na mnie do Urzędu Skarbowego w Wołowie za moje prowadzenie internetowej sprzedaży koszulek zwanych t - shirtami w których wykorzystywałem zdjęcia swojego autorstwa. Pomijam kwestię przyzwoitości - znam tą osobę i jeszcze poczekam. Moja działalność artystyczna jest całkowicie legalna i zgodna z prawem oraz jestem tzw. " wolnym zawodem". Nie ważne. Wiecie, coś wam opowiem. Jestem zafascynowany socjologicznym aspektem korelacji międzyludzkich w naszej sąsiedniej wiosce - w Glinianach, podziwiam Malczyce za kulturę, Prochowice za stanowczość, oraz wiele sąsiednich wiosek za urok. Lubiąż ze swym malkontenctwem, z tą nieuprzejmością w - prosty przykład, rano kolejka za chlebem i kilka pań wyskakuje do sprzedawczyni z tekstem: " co tak wolno"... Pomijam prostaków jakich widuję często nawet wśród młodych w Lubiążu. Często Lubiąż jako społeczność,mnie przeraża. Często plotka jest kworum opinii o człowieku. Sam tego często doświadczam ale jak wiedzą niektórzy, ja w przeciwieństwie do innych nie rzucam słów na wiatr a z plotkarstwem mam kilka spraw wygranych w sądach za obrzucanie mnie błotem. Dlaczego, jako społeczność Lubiąża, jest tyle nienawiści oraz zazdrości?... Dlaczego narzekacie na polityków których SAMI WYBIERACIE?!?...Nie rozumiem ludzi dla których piątek jest początkiem pijaństwa, oraz nie rozumiem tych którzy udają, że kontrolują swoje picie a ich żony i o dziwo mężowie, mówią mi abym " coś zrobił"... Lubiąż ze swymi przywarami, ze swymi patologiami jak i z swoją hamowatością, gdzie pijak jest bardziej uprzejmy od nazwę zwykłego człowieka który w swej gburowatości nawet dzień dobry nie umie wypowiedzieć, jest jaki jest i może kiedyś będzie ciut lepiej. Ok, dość tematu około alkoholowego - jak coś, to pomagam ludziom z takimi problemami. Też nie ważne. Ważne jest dla mnie, to aby w Lubiążu żyło się lepiej. Dopóty dopóki nie będzie zgody wśród NAS MIESZKAŃCÓW, dopóki MY nie przestaniemy być dla siebie oszołomami, to nigdy nie zaznamy tego co mają mieszkańcy sąsiednich miasteczek jak i wiosek - zgody i współistnienia ze sobą razem. Ok Lubiąż ze swymi zazdrościami, jest trudny. Jednak proszę abyśmy dali na luz ze wszystkim. Jeśli mamy sprawę ad persona to zwracajmy się do niej osobiście i rozwiązujemy wespół z tą osobą, nawet na drodze sądowej czego nie polecam, ponieważ są lepsze rozwiązania ale jeśli eskalacja problemu jest taka, to jak najbardziej - sąd. Dwa drażliwe tematy - przedszkole oraz ośrodek zdrowia. Jest instytucja petycji oraz media i uwaga: mediacje. Bez miziania się papierami, tego wymachiwania sobie przed oczyma papierologią która nic nie daje. Wystarczy kontrolować i domagać się przejrzystości w finansach, oraz zaobserwować sobie kto z kim przysłowiową beczkę soli je i komu jest na rękę dana sytuacja. Powodzenia życzę. Jeśli sami nie zadbamy o uczciwość, uprzejmość, to wiedzcie, że będą się nadal śmiać z mieszkańców Lubiąża jak jest do tej pory w okolicznych nazwę miejscowościach. Ja może nie angażuję się w życie społeczne Lubiąża, moje zainteresowania wykraczają poza ten teren, jednak tutaj mieszkam i chciałbym normalności nawet w postaci najzwyklejszej uprzejmości do siebie nawzajem. Ok, tyle słowa na dziś. (...) Czasami człowieka przysłowiowy szlag trafia, że mieszkając tyle lat w jednej społeczności, ten swój spokój egzystencjalny odnajduje dopiero u boku ludzi z daleka, jednak z którymi jest wiele lat. Wraz z Aldoną, postaramy się nie poruszać tematów dotykających bezpośrednio naszych współmieszkańców. Chcemy móc robić to co robimy, z zachowaniem prawa, oraz nie chcemy aby ktoś nam mówił co mamy robić. Jesteśmy obiektywni jak i otwarci na wszelką współpracę. Tyle słowa na niedzielną noc.
W najbliższym czasie powstanie materiał video pt: " GRETSCHEN III - kompendium ". Aldona pracuje nad swoim autorskim projektem odnośnie stada ogierów w Lubiążu które to wywędrowało podczas zawieruchy wojennej do Książa. Podczas kilku ostatnich tygodni, wynikło sporo pytań. Zjeździliśmy z Aldoną, Góry Sowie i temat " RIESE " oficjalnie włączamy w niejako zakres naszych poszukiwań prawdy o historii Lubiąża, III Rzeszy i tajemnic Dolnego Śląska. Postaram się opisać wszystko dokładnie, tak abyśmy posiadali dostęp do szczegółów oraz na tej podstawie, mogli sobie zbudować własną opinię. Mamy też ciekawostkę - chcemy uruchomić w Lubiążu tzw. alternatywne zwiedzanie. Będzie ono polegało na tym, że spotykamy się w umówionym miejscu i zaczynamy odwiedzać miejsca ściśle związane z tajemnicami Lubiąża. Lasek Św. Jadwigi, Wzgórze Trzech Krzyży, Okolice kościoła parafialnego. A dla wszystkich chętnych, oprowadzanie po byłym tajnym ośrodku badawczym firmy Telefunken w Zagórzycach. Tyle na dzisiaj. Pamiętajcie, my nie oczekujemy, że wszyscy będą nas lubić, jednak mamy nadzieję, że są osoby które chcą z nami współpracować. Prosimy o informacje tyczące Lubiąża, i nie tylko, czy to stare fotografie, mapy, książki lub kartki pocztowe jak i listy, podsyłajcie do nas. Adres email: lasik.waldek@gmail.com Jeśli posiadacie książki, które są wam nie potrzebne, tyczą się spraw drugiej wojny światowej i tuż po, jeśli macie dokumenty które chcecie bezpośrednio nam przekazać to wysyłajcie je na mój adres: Waldek Lasik, ul. Tadeusza Kościuszki 1, 56-100 Lubiąż. Bardzo dziękujemy. Na zakończenie prezent od Aldony - zdjęcie wykonane w Lubiążu które jest ściśle związane z jej autorskim projektem.
sobota, 6 sierpnia 2016
Tajemnice Klasztoru w Lubiążu
"... Rzeczywistość jest bardziej ciekawsza, niż mitologia i teorie spiskowe, tylko trzeba umieć to nazwać i nie bać się odkrywać prawdę..." (...)
W 1944 roku, naukowcy pracujący w Lubiążu przy ściśle tajnym projekcie " Die Glocke " w tajnym ośrodku w Klasztorze, w liczbie 60 osób zostają ewakuowani do Ludwikowic Kłodzkich niem. Ludwigsdorf. do kompleksu MOLKE znajdującego się pod fabryką Nobel Dynamit AG. które to wchodziło w skład " RIESE " - "Olbrzym ". aby kontynuować swoje prace. Na początku 1945 wszyscy naukowcy mający styczność z tym projektem, zostają zamordowani. Projekt " Die Glocke " to urządzenie służące do opanowania pola magnetycznego, grawitacji oraz swobodnego podróżowania - wszędzie ( czyt. dosłownie wszędzie ) Wg archiwów " Die Glocke " miał kształt dzwonu, zawierał tajemniczą substancję Xserum 525 która to przypominała rtęć. Podczas testów, zginęło kilkoro naukowców od napromieniowania. Tyle nowa hipoteza na temat Lubiąża w powiązaniu z " Riese ". W świetle faktów, pojawia się forma dwóch tajnych ośrodków badawczych w klasztorze - jeden mieszczący się w parterowej części z naukowcami ściśniętymi pod strażą SS w Sali Książęcej oraz drugi, najbardziej tajny, który mieścił się w części podziemnej klasztoru z wykorzystaniem pocysterskiej infrastruktury zaadoptowanej na użytek tajnego ośrodka badawczo wdrożeniowego. Zacznijmy od początku, w telegraficznym skrócie: Zaginięcie badan N. Tesla, Antygrawitacja vel prof. Gerlach, oraz dlaczego Herbert Matare jest przysłowiowym medialnym " kozłem ofiarnym " dla poprawności wszelakiej. Nikola Tesla był geniuszem, o dziesięciolecia wyprzedzającym swoją epokę. Najbardziej zagadkowa jest jego śmierć i to co się stało z jego sejfem gdzie trzymał dokumentację wszystkich swoich wynalazków. Otto Skorzeny na łożu śmierci, wyznał, że 6 stycznia 1943 roku zamordował N. Tesle. W ramach operacji " Paperclip " Skorzeny jak i część zawartości sejfu N. Tesli, trafiły do USA. Skorzeny pracował po wojnie jako wysokiej rangi oficer CIA. Równolegle do prac Tesli, powstał generator Van De Graafa oraz sferyczne dynamo Marconiego. W " MOLKE " pracują nad Wunderwaffe - Haunebu dwaj naukowcy: Hans Coler oraz von Franz Haid z zakładów Siemens-Schucker oraz laboratorium AEG Telefunken. I tu pojawia się nam nazwa AEG TELEFUNKEN. Wracamy do Lubiąża. Tajny ośrodek badawczy w Zagórzycach " Gretschen III " oprócz standardowych testów radiolokacji samolotów, testuje coś jeszcze... W połączeniu z stacją radarową pod wsią Gliniany, dokonują się testy namierzania szybko poruszających obiektów. I tu ślad w archiwach urywa się... Tranzystor H. Matare jest wynalazkiem poniekąd już znanym, jednak w czasach nam obecnych pełni rolę " wątku sensacyjnego " którego trzymają się wszelakiej maści badacze nazwę - internetowi. Powstaje pytanie: Czy Rosjanie lokując w Klasztorze obóz filtracyjny dla swoich żołnierzy, zamierzali eliminować wszystkich którzy za dużo naoglądali się zachodu, czy w drodze przesłuchań, zabijali swoich którzy za dużo widzieli podczas eksploracji kilku obiektów na Dolnym Śląsku? Wg. świadków, do Lubiąża Rosjanie zwozili na " rozmowy" swoich żołnierzy którzy nazwę - wyzwalali RIESE. Reasumując: Klasztor w Lubiążu nie jest tym, za co uchodzi w oficjalnym przekazie o czasach II w. św. Żyjący jeszcze nieliczni świadkowie, oraz rodziny ludzi przebywających na terenach Dolnego Śląska przed wkroczeniem wojsk Sowieckich, zaczynają sporo ujawniać. Wystarczy wyjść w przysłowiowy teren, aby odnaleźć interesujące nas fakty. Wynalazki N. Tesla zostały zagrabione przez III Rzeszę i wykorzystane do projektów Wunderwaffe, amerykanie dostali mocno okrojoną wersję archiwów Tesli. Prof. Walther Gerlach doprowadził do skonstruowania latających talerzy w 1943 roku na podstawie swojego eksperymentu Gerlacha - Sterna z 1921 roku!! Podczas II w. św. Przebywał w Ludwikowicach Kłodzkich... Wkrótce więcej ciekawych informacji na temat Klasztoru i Złotego Podziału w kontekście okultyzmu nazistowskiego.
piątek, 5 sierpnia 2016
Mdłości Wieczorne
Przytoczę Wam moją wypowiedź jaką popełniłem kilka dni temu na Facebooku. Nic nie odwołuję, z wszystkim zgadzam się.
Nie piszę tych słów ku uciesze zatwardziałych obrońców wszystkiego. Ostatnim czasy mocno zmieniło się na tym naszym padole. Ja też zostałem poniekąd nawet nieświadomie, uraczony propagandą poprawności polityczno religijnej. Rozmawiając z wieloma ludźmi, samemu też doświadczając, ubolewam nad tym, że sporo ciekawych i dobrych projektów nigdy nie dostanie jałmużny z UE przez swoją niepoprawność jak i niezgodność z szablonem. Z drugiej strony obserwuję ludzi którzy dla jałmużny z UE chowają swoje wartości w kąt i nie czynią tego co przysięgali sobie lata temu. Jest jak jest i nie będzie lepiej. Takimi ludźmi nie otaczam się, wolę swoje bunkry, muzykę industrial oraz towarzystwo najlepszej żony na świecie - Aldona Lasik. Mamy swoje pasje, realizujemy je bez pomocy kogokolwiek - ot najlepiej dogadać się we dwoje, bez wspólników. Obydwoje też ubolewamy nad upadkiem wartości, nad weekendowym upijaniem się narodu, nad indoktrynacją nas przez ludzi nawet z odległych krajów, abyśmy tolerowali uchodźców, islamistów czy innych ludzi chowających się za przemocą. Jako Polak, nie potrafię zgodzić się z kłamstwem jakim jesteśmy poddawani nieustannie przez media. Jednak wiem, że Europa bez podstawowych wartości jakimi jest Chrześcijaństwo, jakimi jest - Rodzina oraz państwa narodowe, nie da rady być dłużej tym czym jest teraz. Nie godzę się na to, aby ludzie tzw. emigranci socjalni, zwani eufemistycznie migrantami, dostawali swobodę przebywania w wybranym kraju UE, gdy my Polacy zostaliśmy siłą wyrzuceni po 1945 roku z Anglii Francji i krajów zachodnich, wprost w łapy komunistów. Nie godzę się, na brak zasad wzajemności, gdy Muzułmanie dostają pełnię praw i przywilejów jako religia, a równolegle Chrześcijanie w krajach Muzułmańskich, są prześladowani. W domyśle mam kraje Arabskie, bo Muzułmanie Bośniaccy to zupełnie co innego i są bardzie Europejscy niż współwyznawcy z krajów południa. Nie życzę sobie, aby ktoś mieniący się mianem autorytetu, mówił, że my Polacy mamy obowiązek bycia tolerancyjni. Nie jestem tolerancyjny gdy ktoś siłą narzuca mi swój sposób widzenia świata - sedno oraz kwinte tegoż. Jeśli ktoś podpiera swoje słowa Ewangelią, odpowiadam, że tak na prawdę nie wierzy w Boga a w to, co przeczy jego wartościom. Przytoczę Wam jeden komentarz: " Podejście chrześcijańskie ma być zgodne z zaleceniami Chrystusa. A Chrystus w przypowieści o pannach roztropnych i nierozsądnych (Mt25,8-9) zalecił stawianie rozsądku ponad nierozsądną pomoc bliźniemu, jeśli ta pomoc miałaby przynieść szkodę pomagającemu. I tak jest w przypadku pomocy dla islamskich kolonizatorów - pomoc im jest objawem braku rozsądku. ponadto, taka pomoc przyczynia się do niszczenia chrześcijaństwa w Europie, czyli jest niezgodna z zaleceniem Chrystusa by głosić Ewangelię, a nie przyjmować ludzi którzy będą zwalczać Ewangelię. Natomiast co do wolności, to właśnie ci którzy pokornie godzą się na unijny przymus przyjmowania imigrantów nie są wolnościowcami. Wolność jest bowiem nierozerwalnie związana z dobrowolnością. Jeśli chcesz przyjąć do siebie muzułmańską rodzinę - przyjmuj, jako wolnościowcy ci nie bronimy. No chyba że jesteś hipokrytą / hipokrytką i wcale nie masz zamiaru przyjąć do swego domu muzułmańskiej rodziny?"...
Z mojej strony nigdy nie uświadczycie przyzwolenia na siłowe operacje Unijne jakie są celowo przeprowadzane na tkance państw narodowych ku temu aby migranci żyli dostatnio a rodziny krajanów, były pozbawione pomocy i obdarte z poczucia bezpieczeństwa. Tyle na dziś. Ps. Wkrótce nowe, ciekawe projekty oraz trwają cały czas prace nad GRETSCHEN III.
czwartek, 21 lipca 2016
Radiostacja " Rudiger " na górze Rosocha w Stanisławowie
Jako, że interesują nas tematy około radarowe Trzeciej Rzeszy jak i praca nad zaawansowanymi technologiami, ruiny radiostacji w Stanisławowie są jak najbardziej adekwatne dla naszego zwiedzenia i wczucia się w miejsce. Radiostacja " Rudiger " była utworzona na górze Rosocha w Stanisławowie. Bliska odległość od Klasztoru w Lubiążu, jak i znakomita widoczność z szczytu góry, sprawia, że celowym jest zadać pytanie - dlaczego tak zawzięte i krwawe walki do ostatniego niemieckiego żołnierza, miały tam miejsce? Na sąsiednich zboczach, przez dłuższy czas broniły się oddziały niemieckie, gdy załoga radiostacji po kilku dniach ciężkich bojów wykrwawiła się. Jaka technologia została użyta, że podjęto tak heroiczną próbę zdobycia za wszelką cenę tej radiostacji?... Dlaczego ocalał główny budynek - bez większego uszkodzenia, chociaż z i tu uwaga - bardzo dużym nawarstwieniem śmierci ludzi broniącym jego. Na obecną chwilę, mocno zastanawia precyzja ostrzału jak i niemalże idealna celność Rosjan tak aby zabić bez większych strat oczywiście w infrastrukturze a nie w ludziach. Będąc wraz z Aldona Lasik, obydwoje stwierdziliśmy, że miejsce nie jest poztytywne w sensie samopoczucia. Miejsca tragicznych śmierci tak mają. Rosjanie zaskoczyli Niemców, przypuszczając atak od strony południowej, czyli od wioski Stanisławowo. Szturm trwał około trzech dni. Ilość środków użyta przez Rosjan - ogromna. Po dziś dzień masa, dosłownie masa zardzewiałej śmierci tam leży. Jest takie powiedzenie, że na Rososze dłużej niż dziesięć minut nikt nie ma odwagi szukać wykrywką, z racji czytaj jak powyżej... Potwierdzam - całkowita prawda. Do obiektu prowadzi asfaltowa droga, na Górze jest to utwardzona nawierzchnia mogąca swobodnie udźwignąć spore obciążenia i tak też wygląda - równa, bez kolein, owszem uszkodzona ostrzałem moździerzy, jednak widoczne dziury są bardzo charakterystyczne. Czy polecamy odwiedzić te ruiny i miejsce tragicznych śmierci? Jak najbardziej, dla osób o stabilnej psychice, jak i dla osób którym nie jest obca świadomość o przeszłości odkrywana bezpośrednio a nie za pośrednictwem internetu. Nas interesował kontekst urządzeń zainstalowanych na tej radiostacji, szukaliśmy nie złomu bojowego a użytecznych artefaktów. Czy znaleźlismy odpowiedzi? Jedno jest pewne - przybywa pytań, a odpowiedzi są kilku wątkowe. Wkrótce na blogu próba rozwiązania kilku hipotez związanych z techniką w.cz. oraz lokacją jak i przeznaczeniem obiektów radarowych w okolicach Klasztoru w Lubiążu.
niedziela, 3 lipca 2016
Haunebu - Stara "Nowa" historia w Lubiążu?
Projekt Haunebu wprowadzony " tylnymi drzwiami " do Klasztoru w Lubiążu podczas działań II w. św? Ferowana teoria, że w Klasztorze pocysterskim w Lubiążu produkowano elementy rakiet V - I oraz V - II jest nieprawdziwa. Kardynalnym dowodem są pieniądze. Albert Speer w swoich wspomnieniach pisał, że późną jesienią 1939 roku Adolf Hitler wykreślił projekt badawczy nad rakietami ze swojej listy spraw priorytetowych, tym samym zmniejszając środki przeznaczone na ich rozwój. Kolejnym dowodem jest cytowany przez Reinera Karlscha sowiecki dokument wojskowy z marca 1945 roku. Wg tego raportu, powołującego się na „wiarygodne źródło”, Niemcy „zdetonowali dwie potężne bomby w Turyngii.” Jak piszą sowieccy szpiedzy bomby zawierały prawdopodobnie uran 235, stosowany w bombach atomowych. Jeńcy wojenni którzy znajdowali się w epicentrum wybuchu zginęli „a ich ciała w większości wypadków zostały całkowicie zniszczone.” Klasztor w Lubiążu w świetle ostatnich hipotez, został zaadoptowany w wręcz genialny sposób do wytwarzania tzw. " Ciężkiej wody ". Oczyszczalnia ścieków - kto w czasach II wojennych " bawił " się w ekologię?... W 2014 roku, grupa specjalistów podczas rekonesansu w tejże, stwierdziła, że oczyszczalnia ścieków funkcjonowała jako - " zwrotna" oczyszczająca wodę do klasztoru, a nie w odwrotny sposób. W klasztorze wprowadzona została zasada relokacji produkcji polegająca na utrzymaniu odległości od zespołów projektowych, które to zajmowały się tylko wąską specjalizacją. Spowodowane było to zachowaniem ścisłej tajemnicy oraz ograniczeniu do niezbędnego minimum osób i tu uwaga - z grona naukowców, którzy posiadali dostęp do maksymalnie dwóch grup badawczo produkcyjnych. Finalizacja myśli projektowo technicznej następowała w podziemiach klasztornych. Produkcja tranzystorów? Owszem, w świetle relokacji grup badawczo produkcyjnych, to hipoteza posiadająca sens. Jednakże jako stricte całościowy projekt, jest pozbawiona racji bytu ze względu na artefakty okalające klasztorne włości oraz sam klasztor jak i wspomnienia Niemców. Sprawa domniemanej potężnej fabryki ferowanej przez majora Służby Bezpieczeństwa PRL S. Siorka. Bardzo dobra droga dedukcji oraz dostęp do zeznań sporej części ludności zamieszkującej Leubus jak i późniejszy Lubiąż, spowodowała tą teorię u rzeczonego SBka. To bardzo dobry trop, ludzie w początkowym okresie tuż po wojnie, byli bardziej rozmowni na tematy około lubiąskie. Moja teoria jest zbieżna, jednakże nie lokuję tak rozległych podziemnych tuneli jak S. Siorek, zawieram swoją ocenę na podstawie dwóch wejść do poziomu drugiego - trudno dostępnych, szeregu drobnych wskazówek znajdujących się w samym klasztorze, oraz istniejące artefakty na terenie Lubiąża vide za kościołem parafialnym p.w. Św. Walentego, czy niedaleko mostu na rzece Odra. Nie sposób nie wspomnieć o stacji radarowej znajdującej się za Lubiążem przy drodze na miejscowość Gliniany oraz druga lokacja - w Zagórzycach. Czy służyły tylko jako ochrona przed lotnictwem nieprzyjaciela które to chciało zbombardować fabrykę Telefunkena produkującą tranzystory H. Matare?... Oceńcie sami. Pałac rodziny von Nostitz w Zaborowie jest poniekąd łącznikiem pomiędzy budową linii wysokiego napięcia do klasztoru w Lubiążu, a depozytem dokumentów najwyższej tajemnicy. Podczas działań wojennych, w styczniu 1945 roku, został całkowicie zniszczony i o niego toczyły się przez kilka dni zawzięte walki. Nie został odbudowany po dziś dzień.
Cykl pt.: "Haunebu" będzie kontynuowany.
Cykl pt.: "Haunebu" będzie kontynuowany.
poniedziałek, 27 czerwca 2016
GRETSCHEN III - Zwiastun
Zagórzyce to mała miejscowość leżąca nieopodal Lubiąża. To też najstarsza ze wsi w okolicy. Miejscowość została wymieniona w staropolskiej, zlatynizowanej formie - Zagoriza w łacińskim dokumencie wydanym w sierpniu 1201 roku przez kancelarię papieża Inocentego III wydanym w Segni. Nas interesuje historia bardziej nam współczesna. Mianowicie: czasy XX wieku do 1949 roku jak i czasy nam obecne. Miejscowość pojawia się w kontekście Lubiąża, jednak nie są to dłuższe wzmianki a tylko kryptonimy z nacechowaniem na Zagórzyce. W 1943 roku Luftwaffe zleciła doprowadzić do kilku miejsc w okolicach Lubiąża linie energetyczne zasilane napięciem 20 kV. Jedna z linii posiadała długość około 850 metrów i odchodziła od głównej klasztornej magistrali w kierunku do Zagórzyc gdzie następnie poprzez transformator napięcie było dostosowane do parametrów użytecznych dla pracy urządzeń. Od trafo przewody były ułożone około pół metra pod powierzchnią ziemi w kierunku na poszczególne obiekty. Wraz z Aldoną interesujemy się tym obiektem od dłuższego czasu. Pragniemy wam przybliżyć tą zagadkę jaką jest Tajny Ośrodek Badawczy Firmy - Telefunken o kryptonimie GRETSCHEN III. Do ośrodka badawczego prowadzi droga utwardzona tłuczniem. Po przejechaniu lub przejściu, ukazuje się nam wjazd do Ośrodka - dwa pokaźnej wielkości dęby od których płytkim wąwozem prowadzi droga długości około 300 metrów. Po przejściu drogi, po prawej stronie widzimy ruiny budynku z podpiwniczeniem. Zachował się fragment schodów, resztki fundamentów oraz widoczne jest zapadlisko ziemi na głębokość półtora metra. Tajny Ośrodek zawiera na dzień dzisiejszy trzy podstawy pod radar FuSE 65 "Wurzburg Riese" oraz zidentyfikowaną przez nas i kolegę Marka, podstawę radaru FREYA. Napiszę o naszych odczuciach ponieważ to też istotne. W dniu wczorajszym /26. 06. 2016 r./ spędziliśmy na Gretschen III kilka godzin wieczornych. Za każdym razem mamy to samo wrażenie obserwowania naszych poczynań i te dziwne wrażenie uczucia zimna, mimo, że temperatura przez cały dzień zapewniała uczucie komfortu. Wszystko byłoby może spowodowane wrażeniem miejsca, jednak na nasze eskapady zabieramy ze sobą psa. Wczoraj kilka razy warczał w kierunku na podstawy po radarach. W momencie gdy ruszyliśmy z powrotem do domu do Lubiąża, przejeżdżając około dwieście metrów, zauważyliśmy, że na ambonie myśliwskiej ktoś siedzi. Nie posiadałem lornetki jednak w aparacie fotograficznym na dużym zoomie zobaczyliśmy, że ktoś w nas cały czas celuje z broni. Facet ubrany w wojskowym stylu, czarna czapka na głowie. Przejechaliśmy pięćset metrów otwartym polem i cały czas ten ktoś nas obserwował. Tego typu doświadczenia towarzyszą wszystkim, którzy zajmują się tajnymi miejscami wybudowanymi przez Niemców podczas II wojny światowej. Ośrodek Gretschen III wybudowano w latach 1942 - 1944 i był w dyspozycji Luftwaffe. W klasztorze w Lubiążu mieściła się siedziba tajnego ośrodka w którym zajmowano się zaawansowanymi technologiami o których będziemy pisać. Chciałbym wspomnieć o analogicznych podstawach pod radary jak w Gretschen II które to znajdują się w odległości około ośmiu kilometrów na północny zachód i są lokowane przy drodze od Lubiąża do Glinian. Znajdują się tam dwie podstawy radarowe. W tym kontekście pojawia się na jednym z dokumentów sygnowanych logo Telefunken kryptonim - " HENRISCH ". W jakim celu służyły te tajne ośrodki badawcze? Dlaczego po dziś dzień, co potwierdzają inni badacze, odbywa się zacieranie śladów? To o czym mówi Aldona na ostatnim naszym materiale video, że las jest sztucznie utrzymywany w dużej gęstwinie oraz maskowane są wszystkie dostępne artefakty na Gretschen III. Na pewno opiszemy wszystko dokładnie już wkrótce. Im bardziej wnikamy w tajemnice Lubiąża i okolic, tym bardziej powstają nowe pytania jak i przybywa tajemnic do rozwikłania. Pragnę również nadmienić, że nie należymy do grupy tak zwanych internetowych badaczy vide bajkopisarzy historii zgodnej z linią programową. My wychodzimy w teren, informacje zdobywamy bezpośrednio od ludzi, od ostatnich żyjących świadków. Inaczej się nie da rozwikłać tajemnic III Rzeszy. Wiemy, że Klasztor w Lubiążu i to co w nim czyniono podczas II w. św. jest ściśle powiązane z Kompleksem " RIESE ". I tu i tam, prowadzono prace nad technologiami wykraczającymi lata świetlne poza tamte czasy. Sukcesywnie będziemy publikować próby rozwikłania tajemnicy Lubiąża, Zagórzyc, Glinian i okolicznych miejsc jakie są ściśle powiązane z klasztorem pocysterskim w Lubiążu.
piątek, 26 lutego 2016
List do... sumienia?
Witajcie po dłuższej przerwie - tutaj na blogu czas płynie swoim rytmem, większość spraw opisuję na Facebooku jednak gdy pojawi się coś godnego podzielenia się z wami, to będę opisywał tutaj. Przedstawiam wam dzisiaj mój wpis który poczyniłem na Facebooku / 25. 02. 2016 r. / w odpowiedzi na brak ukazywania prawdy przez większość mediów. Wpis który warto zachować na blogu, aby mieć do niego bezpośredni dostęp. Polecam.
Zapraszam do lektury.
" Czas temu - jakiś, interesowałem się sprawą statusu prawnego, nieruchomości, które ostały się po II wojnie światowej, weszły w skład Państwa Polskiego, oraz przedwojenny właściciel zmienił miejsce lokacji narodowej lub stan egzystencji życiowej. Dlaczego w tym kraju, nic nie może być poprawnie załatwione? Ok, zastanawia mnie, pewien, z pozoru mały aspekt, jakże ważny dla obecnych mieszkańców tychże nieruchomości, mianowicie: czemu służą tzw. " furtki prawne " umożliwiające, dla kancelarii prawniczych zajmujących się stricte odzyskiwaniem tegoż w tak niehumanitarny oraz pozbawiony wymiaru ludzkiego - sposób?... Pomijam jakże bolące kwestie odszkodowań od NIEMIECKIEGO rządu z najazd NIEMCÓW na POLSKĘ podczas II w. św. Zastanawia mnie, w świetle tych faktów, dlaczego i komu to służy, aby taki stan prawny utrzymywać?... Wiadomo, że chodzi nie o sentymenty a o pieniądze, jednak gdy Polska ( ogół decydentów ) pozwala na tego typu zabiegi na tkance narodu i jego infrastrukturze, to powstaje pytanie czy Polska jeszcze jest Polską, czy Polak ciągle będzie tym Polakiem z słynnego wierszyka: " Kto ty jesteś? Polak mały... " ?...
Polecam ciekawy wpis komentarza z Onetu. Przybliży Wam, mieszkańcom przedwojennych domów, kamienic, posesji etc. w jaki sposób rozgrywa się żądza pieniądza za pozostawione mienie u nas w kraju.
" ... Przy temacie Dekretu Bieruta celowo (aby nie nadepnąć na odcisk pewnej wybranej nacji) nie wspomina się o kilku dość istotnych faktach.
Dekret Bieruta został wydany w 1945 roku kiedy okazało się, że prawny stan własności kamienic jest trudny do ustalenia.
A więc nie wywłaszczał on przedwojennych właścicieli a tych, którzy rościli sobie prawa do kamienic PO WOJNIE.
Wiele kamienic zmieniło własność po 1939 roku i to nie koniecznie za zgodą właściciela albo na uczciwych warunkach. Wielu właścicieli zostało wywłaszczonych przez Niemców na początku okupacji a w późniejszym okresie wojny, te domy zostały ponownie odsprzedane.
Mamy więc jednego żyda - właściciela przedwojennego, który zazwyczaj zginął w jakimś obozie pracy - jego dokumenty też.
Mamy też drugiego, który stał się "prawowitym" właścicielem w czasie okupacji a potem pod koniec wojny nierzadko też poszedł z dymem w Oświęcimiu.
W dodatku w czasie "wyzwalania" wiele dokumentów i pieczęci urzędowych trafiło w niepowołane ręce. Pojawiły się więc osoby z lewymi aktami własności.
Bierut nie chcąc wieloletnich dochodzeń co do kogo należy (stolica i tak w większości była w gruzach) uciął temat dekretem i przeszedł do odbudowy miasta.
Teraz kancelarie prawnicze kręcą super interes "odzyskując" kamienice po jakiś pseudo-właścicielach z 1945 (a NIE PRZEDWOJENNYCH jak to się oficjalnie mówi).
Zwłaszcza, że w 1945 roku nawet ci prawowici (o ile żyli) mieli te kamienice głęboko gdzieś. Nie chcieli ponosić kosztów odbudowy kupki gruzu, gdy zazwyczaj nie mieli nawet co jeść.
Polecam doświadczenie - wpiszcie sobie w Google "Dekret Bieruta". Zanim wyskoczy Ci wynik o dekrecie najpierw będzie kilka linków do reklam kancelarii, które kręcą na tym lody..."
---------------------------------------------------------
Temat rzeka, wart dyskusji, Pamiętajcie, że nigdy nie było i nie ma teorii spiskowych - są tylko sprawy które czekają na wyjaśnienie, to rzeczowe i zgodne z prawdą."
Odpowiedzi:
Waldku to faktycznie temat do dobrego pół litra, W pewnym komentarzu napisałem do ciebie, że w tym kraju nic się nie opłaca. Moim skromnym zdaniem Posłowie i inne urzędasy mają dopłaty z Europy za to żeby zamykać rodzime fabryki i nie otwieranie nowych. Odpowiedź jest prosta Polacy są mocnym konkurentem dla krajów europy. Przykład RENAULT Twingo Polski projekt z 1986 roku, w płytach blu rey też macał ręce polak itd. Nie ma co się dziwić, że takie cyrki prawnie mają miejsce na co dzień, Nie długo może jakiś Niemiec przyjdzie do nas do domu i powie, że tu mieszkał i gdzie jego zakopany skarb.
Czytałem Twój wpis Przemku. Sprawa, tak jak mówisz, nie jest za ciekawa ponieważ, weźmy przykład Cukrowni w Malczycach. Została dosłownie zamordowana, zabito ją ponieważ lobby cukrownicze z Niemiec i z Francji miało pieniądze na likwidację konkurencji. Z około 30 cukrowni które były przez premierowaniem Buzka, zostało w chwili obecnej zaledwie 3 słownie trzy... Gospodarka która dopuszcza tego typu morderstwo w imię restrukturyzacji to zwykłe kłamstwo, które było przykrywką na dosłowne uwłaszczenia tzw. " upadłościowe " dla znajomych królika. Temat Renault Twingo jest mi znany i nasz Beskid zaprojektowany przez P. Krzysztofa Meisnera z ASP w Warszawie w 1982 roku, dosłownie przekopiowano i wdrożono pod markę Renault. Kilka ciekawych historii było związane z " kradzieżą" tego projektu, jednak wtedy projektant nie miał za dużo do gadania i w konsekwencji, nasze służby " upłynniły " projekt za dewizy. Często rozmawiam z ludźmi, którzy dosłownie klną pod nosem jak kowal spod Krakowa podczas ekstrakcji zęba u tureckiego słonia... Ci ludzie, starsi ludzie, mają swoją mądrość życiową i wiedzą, że plany pewnych profesorów, ekonomistów, polityków sa przesiąknięte na wskroś śmierdzącymi pieniędzmi które zdefraudowały człowieczeństwo i humanitaryzm u ludzi - naszych decydentów a których to my świadomie bądź nie, wybieramy na następne kadencje. Pewnych przykładów można sporo przedstawić, na działania szkodnicze wobec swojego kraju. Warto o nich mówić, pisać i nagłaśniać takimi jakie są na prawdę, bez poprawności wszelakiej. Pan Łągiewka ( słynny zderzak ) też poniekąd odczuł czym jest " ład korporacyjny " dla podmiotów które wkraczają w nieswoją strefę wpływu. Po tych 26 latach od pseudo upadku komuny ( w sumie teraz następuje wymiana pokoleń, jednak jeszcze pełno jest zastraszania oraz kłamstw ) po tych 26 latach od upadku komuny, obserwuję, ze Polska zła drogą poszła. Ubolewam nad tym, ze nie nastąpiła " gruba kreska " w dekomunizacji. Wtedy byłem za młody, jednak już wiedziałem, że nic dobrego nie przyniesie picie wódki podczas spotkań w Magdalence. Teraz, gdy wychodzę na puste ulice wieczorami, gdy próbuję coś zorganizować, gdy motywuję ludzi do działania, gdy też wnerwiam się na ten stan - jak wszyscy, to widzę, że już jest bardzo późno aby odbudować Polskę, nie w dobrobyt a w ludzi i ich wartościowe postawy. Druga sprawa, to te trzy miliony Polaków które wyjechały dosłownie za chlebem z swego kraju. Niedobrze gdy własne Państwo nie potrafi zadbać o swojego Obywatelkę / Obywatela. Niedobrze, gdy własne Państwo nie zadbało i chyba już nie zadba o status prawny nieruchomości wybudowanych przed II w. św. a zasiedlonych przez nowych właścicieli po tejże. Niedobrze, gdy w imię szerzenia" mowy nienawiści " kneblowane są usta ludzi i jest to nadużywane a dopuszczane jest szkalowanie Chrześcijaństwa i osób które nie zgadzają się z wolą decydentów. Nie jest dobrze, gdy ludzie dają sobą tak pomiatać i skaczą sobie do oczu w imię czego?? Że Halina jest Lesbijką? - ma super psa oraz pomaga dzieciom. Że Janusz to synonim cebulaka? - ma dobre serce, na swoim jachcie organizuje wieczory z czytaniem książek pisarzy Młodej Polski. Że Stefan jest Żydem??? - jego taksówka we Wrocławiu zawsze w soboty wozi nowożeńców spod katedry i lubi posłuchać dobrego Rocka. Że Iwona ma męża pijaka ? - ale kocha jego i czeka aż odbije się od dna ( w jej przypadku doradzam aby odeszła ) Takich przykładów na brak naszego szacunku do siebie jest sporo i jesli sami nie weźmiemy się za siebie, to Polska pozostanie tylko na kartach historii i będzie używana w kontekście " Polskich Obozów Koncentracyjnych"...
Drobna oprawka faktycznie Beskid powstawał w 1982 r a Wars w 1985/86 r. Przyjacielu wszystko co napisałeś jest prawdą i zgadzam się z tym. Komuna dała tylko jedno dobre, że nikt nic nie miał i dlatego ludzie mieli do siebie szacunek, Dziś już niestety tego nie ma dlatego ludzie nie widzą nic po za czubkiem własnego nosa. "
...
Subskrybuj:
Posty (Atom)