sobota, 17 maja 2014

Czy sens ma wymiar czasu? Nostalgie lubiąskie...




Zastanawiasz się, czy sens w działaniu, w swoim życiu, ma wymiar trwania doczesnego, czy tylko chwilowego? Czasami sprawia wrażenie, że sens w naszym życiu, uwielbia zadawać pytania po przez czyny, jakich doświadczamy bądź doświadczymy, ale żyjąc w obecnych czasach, wszędobylskiego pośpiechu i tego paradoksalnego stwierdzenia o tym, że nasze doby życia trwają dwadzieścia trzy godziny, zamiast dwudziestu czterech, ciągle brakuje nam wszystkim tej jednej godziny na dobę. Szukanie sensu, to trudne zadanie.
 Przechadzając się po Lubiążu, tudzież będąc w obiektach pocysterskich. Obserwuję, może i dobre przemiany, może i ciekawe rzeczy dzieją się, ale... no właśnie, ale?..
Lubiąż to mieścina, wiocha, jakich wiele? Zaraz odezwą się głosy, że to nie prawda, że może i jest szaro ale ludzie dają radę. Zgadza się, ludzie dają przysłowiową radę, jest kolorowo, przaśnie i fajnie, jednak brakuje tego sensu. Tego, co spaja ludzi do działania, do życia w wspólnocie, z odpowiedzialnością za miejsce w jakim przyszło im, nam żyć. Spotykam się z ludźmi, mieszkańcami Lubiąża, z gośćmi jacy przyjeżdżają odwiedzać tenże piękny zakątek Dolnego Śląska. W rozmowach, często przetacza się teza o tym, że: "Macie ludzi z potencjałem, jacy zajmują się wielowymiarowym okiełznaniem sztuk wszelakich, czy jest możliwym, aby zebrać was w jedno miejsce i abyście wspólnie, zyskując status rezydenta, promowali waszą miejscowość oraz Klasztor?"... Po zastanowieniu, odpowiedziałem, że tak, owszem jest taka możliwość, jednak brakuje tej weny od decydentów, aby powstała taka fajna grupa. Ponieważ byłaby zagrożeniem dla zaistniałego "ładu" jaki marazmem oraz sobie wiadomym układem politycznym trwa, nie tylko lokalnie, w całym naszym kraju również ma to miejsce. Także, z innej strony, czy w Fundacji Lubiąż jest miejsce na takich ludzi, jak ja, czy inni pasjonaci co zajmują się, zupełnie bezinteresownie,  promowaniem cech pięknych i wrażliwych na zdjęciach, w opisach, w zbiorach wartościowych i zębem czasu podgryzionych? ... Na te i inne pytania, odpowiedzcie sobie sami, bez irytacji czy jakiś innych złych emocji. Powiem wam tylko, że brakuje mi tego odpowiedzialnego podejścia do wszystkiego co ma wartość czy to historyczną, czy tą ulotną - społeczną w wymiarach postrzegania na wielu płaszczyznach...
 Dobrze, dość narzekania, bo ani to mój styl, ani warte tego aby opisywać tak dokładnie.
17. 05. 2014 r. oraz 18. 05. 2014 r. to dwa dni na zwiedzenie całego zespołu obiektów pocysterskich w Lubiążu. Zwiedzanie obejmuje, trasę Główną - rozszerzoną o strych oraz piwnice. Na moim Facebookowym profilu, są zdjęcia z tras strychowo - piwnicznych. Popieram i podpisuję się obiema rękoma pod tym, aby częściej organizować tego typu formę zwiedzania klasztoru, ponieważ nasze zaprzyjaźnione małżeństwo, jak wiecie z poprzedniego mojego wpisu, mieszka w Wrocławiu i chciałoby częściej odwiedzać miejsca historią nasiąknięte, albo wręcz ociekające takie jak Lubiąż.
 Będąc dzisiaj w Klasztorze, pogoda nie była za łaskawa, jednak zobaczyłem ludzi co z uśmiechem zadowolenia, kroczyli w tereny sobie nieznane i z zaciekawieniem podziwiali mijające artefakty oraz dyskutowali między sobą na tematy zaobserwowane. Stałem w bramie głównej, schroniony przed deszczem, wpatrzony obiektywem aparatu na część pałacową klasztoru. Kątem oka, widząc mijających mnie ludzi. W pewnym momencie, bardziej skupiony na tym ciekawym zjawisku jakim jest widok uśmiechniętych ludzi w deszczową pogodę niż na szukanie synergii miejsca, czasu, światła, do zdjęcia. Dosłownie zafrapowałem się, takie to było niesamowicie poruszające. Trwało to może, z kilka minut, chciałoby się rzec - chwilo trwaj, jednak każda chwila ma swój sens oraz czas trwania. Wsiadając do samochodu, natłok myśli wraz z obrazami przeistoczył się w stwierdzenie, że jutro warto raz  jeszcze przyjechać do klasztoru.
 Jadąc przez Lubiąż, zastanawia mnie zawsze, co ludzi trzyma w tym miejscu, dlaczego akurat tutaj chcą żyć? Odpowiedź może być tylko jedna - są u siebie. Dbają, tak jak mogą, o to aby nam wszystkim jakoś znośnie żyło się w tym padole miejsca ciekawego.
 Jesteście ciekawi, co robi nasza rodzinka z Wrocławia? Sobota u nich wygląda normalnie, jak zwykle, z dużą dozą fajnych chwil, oraz z planami aby jutro / 17. 05. 2014 r. / przyjechać do Lubiąża, co skrupulatnie opiszę...






niedziela, 4 maja 2014

Majówka w Klasztorze w Lubiążu? Pewnie, że tak!




Majowe weekendy mają to do siebie, że wszyscy gdzieś starają się wybywać. A to do rodziny na przysłowiową wieś, a to do miejsc sobie wiadomych a jeszcze nie odkrytych przezeń. Przeglądając oferty jakie serwują nam miejsca uroku monumentalnego wraz z zapachem historii, mamy do wyboru wiele ciekawych alternatyw spędzenia wolnego czasu na łonie boleści dziejów (celowo piszę boleści, ponieważ to miejsca gdzie walec dziejów przetoczył się wiele razy )
 Pragnę skupić się na klasztorze w Lubiążu, na miejscu gdzie ludzie odkrywają, na nowo zresztą, fascynację nagromadzenia w jednym miejscu cech wrażliwych, przeciwstawnych i kontrowersyjnych. Zresztą, tematyką mojego bloga są głównie zdjęcia klasztoru widziane po przez spojrzenie wielowymiarowym okiem.
 Zapewne powinienem? Powinienem przytoczyć, gwoli ciekawości i krótko, historię tegoż pięknego Zespołu Obiektów Pocysterskich. Jednak, zrobię to w dłuższym poście i późniejszym czasie. Teraz pragnę podzielić się z wami, moimi przemyśleniami jakie dopadają cyklicznie i nie dają jednoznacznej odpowiedzi.
 Klasztor w Lubiążu po sekularyzacji przeprowadzonej  na mocy dekretu z 30 października 1810 roku, został pozbawiony swej prawowitej funkcji. W brutalny sposób, posłużył za spłatę długów po przegranej wojnie Prus z Francją. Duchowni zmuszeni zostali do złożenia habitów, i tym samym zostali pozbawieni praw i obowiązków, wynikających z dotychczasowego życia w wspólnocie. W taki oto sposób, zaczęła się powolna agonia tegoż, jakże pięknego i wartościowego historycznie, obiektu w którym nagromadzenie dzieł sztuk pięknych, było wręcz imponujące.
 Z ciekawostek, pragnę przytoczyć: W 1632 roku Lubiąż splądrowali Saksończycy, w 1639 r. zajęli go Szwedzi. W 1642 r. szwedzki generał Mac Duval, który stacjonował w Lubiążu, rozkazał wywieźć bibliotekę i część archiwum do Szczecina, gdzie w 1679 r. spłonęły od uderzenia pioruna. W 1760 roku opodal opactwa obozowali Austriacy, którzy kazali sobie wypłacić 2300 talarów, natomiast w 1761 roku stacjonowała cala armia pruska, a straty, jakie w związku z tym poniósł klasztor, osiągnęły 77 tys. talarów.
 Zabudowania klasztorne po sekularyzacji, zamieniono na stadninę, szkołę i mieszkania dla urzędników, a w 1830 roku urządzono Zakład dla Obłąkanych w tych pięknych klasztornych murach.
  Gdyby Michael Leopold Willmann wiedział, co w 1950 roku zostało z jego oraz wielu artystów - pracy, to  przewróciłby się w grobie. Nastąpiło to, nie metafizycznie, lecz rękoma szabrowników, armii sowieckiej oraz ludzi niecnych czynów. W krypcie, znajdującej się w kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, doszło do splądrowania zawartości trumien. Willmann, oraz leżący z nim współbracia,  przewracani byli wiele razy...
 W 1951 roku, obiekt został przekazany na Dom Książki. Wtedy duch Włodzimierza Lenina zagościł w klasztorze na dobre. Możecie sobie wyobrazić, że cały nakład " Dzieł Wybranych" znajdował się w Lubiążu? Po tak ogromnym oddziaływaniu słowem pisanym czerwoną myślą, ściany przesiąknięte chrześcijaństwem, nagle zaczynają przybierać i uwidaczniać artefakty z sierpem i młotem, jakie pozostawia Armia Sowiecka instalująca szpital, nomen omen, dla swoich żołnierzy. Duch Lenina zaciera swe ręce, przedsiębiorczy obywatele, kombinują jak tu wykupić cały nakład książek przywódcy Rewolucji Październikowej, po cenie nominału, a sprzedać w ówczesnym punkcie skupu makulatury z zyskiem. Duch Lenina żywy jak nic.
 Duch Lenina daje o sobie we znaki, także gdy klasztor nie może dalej już czekać na przysłowiowy łut szczęścia. Potrzeba pilnych prac konserwatorskich, jest nagląca. Wiemy, że cierpliwość należy trenować, klasztor tego już dalej nie może doświadczać. W latach 1975 - 1995 / 96 przeprowadzono renowację Sali Książęcej. Od 1989 roku, opiekę nad obiektem sprawuje Fundacja Lubiąż.  Zarys prac wykonanych przez Fundację, można zobaczyć pod tym adresem : www.fundacjalubiaz.org.pl
 Teraz zaczyna się najciekawsze. Nasza rzeczona rodzina, co ma nadmiar czasu albo zgodnie z szeroko rozumianym interesem społecznym, pragnie udać się na jednodniową wycieczkę vel wypad do Lubiąża. Szuka informacji, tudzież opinii na temat Klasztoru. Natrafia na wiki, w w niej zbiór ogólnikowych słów oraz suchej historii faktów. W obecnych czasach posiadanie konta na Facebooku jest, przy rozsądnym korzystaniu, wybawieniem z wielu problemów, albo wpędzeniu w inne, ale o tym innym razem. Na Facebooku po wpisaniu w okno przeglądarki słów - Klasztor Lubiąż, ukazuje się nam dobrze prowadzony profil z zdjęciami oraz z informacjami. Chcąc poszerzyć sobie horyzont zaspokojenia ciekawości, trafiamy też na stronę, prowadzoną przez moją bardzo dobra znajomą, pod tytułem: Dawny Lubiąż - Historia zapisana na pocztówce. Polecam  http://dawnylubiaz.pl
 Nasza rodzina, po zaspokojeniu głodu informacyjnego na stronach społecznościowych, powtórnie trafia na stronę fundacji. A tam, zero aktualizacji, info sprzed roku, czas zatrzymał się na 2013 roku. Szkoda, bo obiekt tego typu, powinien posiadać bardzo dobre zaplecze z dostępem do informacji, aktualizowanych chociaż raz w tygodniu. Nie wymagajmy rzeczy niemożliwych, jednak nie samym posiadaniem obiektu można przyciągać gości i zarabiać w cywilizowany sposób. Śmiem twierdzić, że dzięki pasjonatom, takim jak moja koleżanka, jak ja - prowadząc profil klasztorny na Facebooku, jak wielu ludzi dobrej pasji jaką jest historia tych ziem. Udaje się, w miarę dobrze funkcjonować pod względem wymiany informacji.
 Nasza rodzina, rusza do Lubiąża. Mieszkają w Wrocławiu, więc to raptem godzinka jazdy autem. Przejeżdżając most na Odrze, po kilku chwilach, wjeżdżają na kolejny most. Po lewej stronie, ich oczom ukazuje się monumentalna budowla, mieniąca czerwienią dachów, niezliczoną wręcz od razu, ilością okien. Pospiesznie wyciągany jest aparat fotograficzny, przez najmłodszą członkinię rodziny. Tato kierowca? Mijając nieczynny dworzec kolejowy,po czterystu metrach, dumnie wjeżdża na drogę prowadzącą bezpośrednio do klasztoru. Zadowoleni i uśmiechnięci. Pogoda w sobotę trzeciego maja roku 2014 była, może ciepłem nie za łaskawa, jednak deszczem nie obfitująca. Na parkingu, miejsc dużo jest pozajmowanych ale goście na bieżąco i spokojnie lokują swe auta na miejscach wyznaczonych jako parkingowe.
 Po wykonaniu z tuzina zdjęć, kilku selfie, oraz potknięciu się o ducha Lenina na parkingu, stają wobec bramy wejściowej, z ławeczkami po prawej i lewej stronie, na których siedzą turyści odpoczywający wśród zapachu kwitnących obficie kasztanowców. Zapach kasztanowców, matury zalicza za nas, oraz jest nieodłącznym elementem alejek klasztornych - od zawsze.
 Oprowadzanie po klasztorze, jest o każdej pełnej godzinie i trwa, w przybliżeniu około czterdziestu minut.
W tym czasie zwiedzania, nasza rodzina dowiaduje się o pobieżnej historii obiektu. Olśnienia estetycznego doznaje w Sali Książęcej. Wchodząc mija dwie rzeźby murzyna i indianina. Tato do Mamy, z uśmiechem: Ten indianin mojego szefa przypomina... Uśmiechnięci wchodzą przezeń. Ich oczom ukazuje się pełen kolorów, zapachu korzennego, obraz, wystrój potężnej sali, w której potęga rodu Habsburgów jest wychwalona do granic przyzwoitości. Żeby było ciekawiej, na suficie znajduje się jeden z największych plafonów autorstwa Christiana Filipa Bentuma, jaki został namalowany w historii sztuki, a przedstawiający Apoteozę Chrześcijaństwa.
Nasza rodzinka, miny ma zadowolone. Pan Przewodnik, opowiada ładnie i składnie. Mowa też, o hipotetycznym rozwoju klasztoru, i jako przykład służy makieta obiektu znajdująca się w Sali Książęcej.
I tu można rzec, wiara w samospełniające się przepowiednie jest mocna, jednak nie na niej powinniśmy opierać swoje założenia biznesowe, zwłaszcza w sytuacji naglącej potrzeby inwestycyjnej oraz tego ludzkiego i zdroworozsądkowego podejścia, pomysłami, na zapewnienie dobrej przyszłości i w miarę sprawnego funkcjonowania obiektu.
 Rodzinka, mija ludzi podobnych sobie, wszyscy w stylu japońskich turystów, z aparatami foto i znakiem naszych czasów, robiąc zdjęcia smartphonami, bądź tabletami. Moja i nie tylko, malutka prośba. czy to koncert, czy miejsce sztuk pięknych, czy w ogóle, chwilo trwaj - ale bez przesady, skupmy się na przeżywaniu chwili, a nie na jej dokumentowaniu. Później są kwiatki, zwłaszcza na YouTube, ni to fajne, ni ok.
 Rodzinka, wychodząc z klasztoru, na światło dzienne, opuszcza zapach wielkiej historii, tego miejsca w którym mieszały się wielowymiarowe stany umysłów, myśli, bytów oraz twórczości wszelakiej.
 Usiąść na schodach, rozgrzanych majowym przebłyskiem słońca, to bardzo dobre i niesamowicie przyjemne uczucie.
Czy wiecie, że Ducha Lenina, przeganiają duchy mnichów, jacy idą o słusznej nocnej godzinie, w procesji z kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, do Kościoła Św. Jakuba... Podobno, widziano takie procesje i manifestacje bytów wyższych, jednak to niesprawdzone informacje, pozostające w kategoriach legendy klasztornej.
 Wsiadając do samochodu, rodzinka posiliła się w pobliskiej Karczmie, omawiając pobyt w Lubiążu. Doszli wspólnie do wniosku, że mimo braku spójnego pomysłu, nawet na zorganizowanie zwiedzania w weekendy, warto było przyjechać do Klasztoru.
  Wjeżdżając na most na Odrze, żona przypomniała dla męża i córki, o tej Odrze, jaka namalowana niebieską farbą, widniała na korytarzu klasztornym, z zaznaczonymi miejscowościami, całym układem przepływu rzeki.
 Wieczorem, podczas kolacji, postanowili sobie, że powrócą do klasztoru w Lubiążu. Że bardziej odpowiedzialnie zaczną interesować się jego losem, że zaczną namawiać znajomych do odwiedzenia tego, jakże pięknego, i z Duchem Lenina, miejsca. Z nadzieją, że Fundacja Lubiąż weźmie sobie do serc, głosy oraz pracę, jaką, dosłownie za nich, wykonują ludzie dobrej woli.
 Aktualizacja! ( 14. 05. 2014 r. )
Sobota 17. 05. 2014 r. i niedziela 18. 05. 2014 r. Opactwo pocysterskie w Lubiążu zaprasza wszystkich zainteresowanych poznaniem największego kompleksu obiektów zabytkowych w Polsce. Proponują rozszerzone zwiedzanie głównego kompleksu i dodatkowo strychu oraz piwnic.
 Swoją drogą, bardzo długo trzeba było czekać na jakikolwiek ruch na stronie Fundacji Lubiąż.







 .