niedziela, 18 października 2015

Powroty... Rozstania... Uczucia i tęsknoty...




Powroty po rozstaniach zawsze są trudne. Kiedyś ktoś powiedział, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Jest coś w tym stwierdzeniu, ale czy nie jest to prawdą, że należy dać ludziom drugą szansę? I tutaj pojawia się problem. Druga szansa to bardzo ciężka próba dla osoby która ma za zadanie darowanie siebie raz jeszcze. " Z kobietami które są szalone, ciekawe życia, zmienne, łatwiej jest wspólnie układać życie, niż z kobietami które są nudne? Słowa które często pojawiają się w mediach społecznościowych, powielane na różne sposoby. Magia tych słów jest taka, że ludzie potrzebują jak im się wmawia słodkie teksty, motywuje ich do pewnych zachowań i działań. Pomijam kwestię, że tego typu profile są tworzone pod dyktando marketingowców ale, całe życie opiera się na mniejszym bądź większym kłamstwie. I tutaj pragnę wtrącić swe pięć groszy. Na terenie Klasztoru w Lubiążu, obserwuję ludzi, pary czy to małżeńskie, czy narzeczeńskie, czy będące w związkach partnerskich zwanych niegdyś konkubinatem czy kohabitacją. Jednak, że nastało kłamstwo poprawności politycznej to mówimy o związkach partnerskich. Uprzedzam wasze myślenie, konkubinatem też można nazwać związki jednopłciowe, nie o których tutaj mowa.
 Obserwuję te moje pary ludzi, które to nieprzypadkowo znalazły się na terenie Klasztornych włości. To osoby które są ciekawe świata, które mają ogromne pokłady życzliwości oraz bycia tu i teraz. Często też obserwuję, ba nawet czasami podsłucham strzępki rozmów, w których para ludzi dyskutuje o jakimś swoim problemie. Pamiętam, że gdy pierwszy raz mimowolnie usłyszałem jakąś dyskusję dwojga, która to miała znamiona kłótni, uderzyło mnie jedno, a mianowicie: że ci ludzie, ta para, dyskutowali w swój sposób bardzo burzliwie, z zacięciem ale sprzeczka zawsze stawała się tylko sprzeczką która odnosi sukces dogadania się ze sobą. Niesamowite było to, że nasze pary, nie zawsze potrafiły się kłócić, często widać było, że te sytuacje ich zaskakują, w konsekwencji czy też magii miejsca, dochodzili do kompromisu i odchodzili w przeważającej większości, objęci, za rękę, czy mocno wtuleni w siebie. Moja pierwsza para, jak i kolejne które obserwowałem i obserwuję, pachną inteligencją oraz miłością, a to najlepszy zapach na świecie. Zastanawiam się czasami, dlaczego ludzie w tych czasach tak bardzo dają się ponieść w swych związkach emocjom? Dlaczego też, tak bardzo pary zdradzają siebie czy to fizycznie czy psychicznie? W moim życiu, też byłem posądzany o różne nieciekawe moralnie sprawy. Kiedyś, czas temu. Poznałem Osobę, która umiała pomóc znaleźć mi w sobie człowieka. Jestem jej dozgonnie wdzięczny za to oraz ta Osoba ma szczególne miejsce w moim życiu. Jako człowiek, który pracuje w bardzo specyficznym miejscu, udziela się w produkcjach muzycznych oraz łapie za sztukę pięknych formatów. Rozładowywałem swe emocje w sposób który nie zawsze był uczciwy dla mnie i bliskich. Mowa o alkoholu, z którego postanowiłem definitywnie raz na zawsze zrezygnować bo nie warto żyć w świecie kłamstwa. Palenie tytoniu definitywnie odstawiłem. Jestem czysty i wolny od nałogów. Życie przeorało mnie na wskroś ale nie użalam się nad sobą i zawsze z uśmiechem staram się żyć, tylko czasami coraz ciężej jest mi znosić to wszystko. Często ludzie zamiast prostej i ładnej drogi przez życie, wybierają tą boczną która jest wyboista, kręta i prowadzi przez ciemny las życia...
 Ludzie w związkach zdradzają się i zdradzać będą. Mam wiele do powiedzenia w tym temacie, ale to w prywatnych rozmowach. Interesuje mnie aspekt bycia kundlem i bycia ech nazwy nie wymienię. Dlaczego, dorośli ludzie, przyrzekający sobie wiele na początku swej wspólnej drogi przez życie, mają po jakimś czasie serdecznie dość wszystkiego? Jedno co mi zawsze tkwi w pamięci to, żeby było dobrze w każdym związku, należy zawsze rozmawiać ze sobą, nawet po przez łzy, ale rozmawiać. Warto, kochać za nic nasze kobiety, lub facetów. Nie wpadajmy w pułapki zależności np. finansowej. Wiem, że w tych czasach ludzie szybko przyzwyczajają się do luksusu, nawet do stabilności ale w imię czego? Poświęcenia siebie dla swego głupio toksycznego partnera czy partnerki? Obserwuję, nawet w Lubiążu, takie pary, gdzie on gra rolę skundlonego psa który chodzi i oszukuje kobiety, a jego małżonka ależ owszem, wie o skundleniu ale w imię świętego spokoju przymyka oko, no może częściej widać ją we Wrocławiu w pewnej przychodni, gdzie wykonuje testy na obecność wirusa HIV. Nie podam więcej szczegółów, bo wiadomo, nie sprzedajemy ludzi do ludzi nawet jeśli są to słowa. Ta para, pewnie któregoś dnia obudzi się z ręka w nocniku i wiem, że będzie to skundlony facet, ale nic złego się jemu nie stanie a tylko zostanie w brudnych skarpetkach. Pamiętajcie, że wszystko ma swoje granice i naciągając je zawsze nastąpi zmęczenie materiału.
 Zdrada psychiczna? A któż jej nie miał? Ok, jeśli idziemy drogą wyobrażeń lub marzeń sennych to większość z nas ma w snach bujne życie erotyczne... Czy to zdrada, jeśli mamy takie sny? Albo, jeśli świadomie wyobrażamy sobie, że z kimś innym mogłoby być nam lepiej, to też zdrada? Albo, gdy rozmawiamy z inną osobą przez komunikator na pewnym portalu społecznościowym, to też zdradzamy swoją partnerkę / partnera? Każdy przypadek jest indywidualny i nie warto generalizować. Jedno jest wspólne, gdy nie ma dialogu w związku, to szybko w naszych czasach powstaje pokusa zmiany naszego partnera lub partnerkę na " lepszy model" . Łatwość zawierania nowych znajomości jest oszałamiająca, ale i też sprowadza nasze znajomości do bycia z kimś jak ja to nazywam - w życiu instant, życiu które dostajemy niejako na tacy, jak w restauracji w której zamawiamy partnera / partnerkę, określamy parametry i... dostajemy co zamówiliśmy. Niedługo zapewne powstaną programy w stylu - " Małżeńskie rewolucje " z prowadzącą która będzie załatwiała rozwody, rzucała talerzami w faceta, zwalniała teściowe, czy wyganiała dzieci tam gdzie diabeł mówi dobranoc... Spokojnie, to tylko moja wyobraźnia tak działa. Jednak, bycie w związku instant jest coraz powszechniejszym zjawiskiem, które to, gdy pojawia się nawet malutki problem, jaki zawsze powstaje w każdym nazwę - normalnym związku, przeradza się w rangę problemu który uruchamia znany schemat instant - pójścia do restauracji życia po nowy model... Pomijam kwestie medialnej indoktrynacji na tego typu jałowe związki, a które to obserwuję w np.: stacji muzycznej która na początku lat 90' była wyznacznikiem dobrego smaku i miała pod wielką literka M podpis Music Television, Może i też dlatego nie oglądam za często telewizji. Ludzie którzy decydują się na bycie razem, powinni być ze sobą 24/h na dobę. Bez żadnego ale, bez dawania sobie samotnych godzin tylko dla siebie? Ups i tutaj pojawia się następny problem, a jeśli jedna ze stron nie chce takiego luzu a druga wręcz wymaga takiego komfortu, to co dalej? Dalej to następuje dyskusja w której trzeba się dogadać, a jeśli nie to zapraszam do siebie a pomogę.
Podczas moich wędrówek klasztornymi korytarzami, ciemnymi, szarymi i cichymi, często udaje mi się dostrzec pewne ulotne właściwości tego jakże pięknego miejsca. Jak istnieje przesąd, że Młode pary które robią sobie sesje ślubne w Sali Książęcej nie są długo ze sobą razem ( Znacie takie pary? ) To jest i opowieść, że narzeczeństwo które w Klasztornym kościele p.w. Wniebowzięcia N. M. P. stanie na wprost ołtarza, tego co z niego zostało i wyzna sobie miłość - to będą ze sobą długo i szczęśliwie aż do sędziwego wieku i spokojnej śmierci.
 Wiara w Boga daje siły w związku? Pomaga zrozumieć wiele spraw i jak dla mnie daje bardzo dużo. W życiu wszystko trwa tylko określony czas, zło też trwa tylko tyle ile musi, albo tyle na ile pozwolimy. Czy warto walczyć o miłość, nawet w obliczu zdrady? Czasami serce krzyczy tak a rozum - odpuść, ale gdy posłuchamy serca to paradoksalnie, w nim jest nasz rozum i jednak dobrze nam podpowiada. Jednak wówczas gdy epizod zdrady przeradza się w następujący po sobie ciąg zdarzeń, to stanowczo polecam - odpuszczamy!!
 Całe szczęście, że są związki w których jednak jest miłość i są też osoby które myślą podobnie jak ja. Powroty po rozstaniach są potrzebne. Podpisuję się pod tym, znając siebie i będąc dojrzałym facetem którego los nie oszczędził. Żeby ten nasz powrót miał znamię dobrej jakości, to powinniśmy mieć wolę zmian oraz i tu uwaga - dojrzałą partnerkę / partnera która to chce naszego powrotu i nawet przez łzy a rozmawia z nami. Bo na tym polega życie, na miłości na dobre i na złe a nie na życiu instant...
Pozdrawiam, wkrótce nowe wpisy na blogu - pewna stałość do której też musiałem dojrzeć.














poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Duch Miłości?





Duch Miłości?

Czasami ludzie nie zauważają, że dookoła nich jest obecny ten duch miłości. Czasami ludzie sami sobie gmatwają swoje życie, nie mówiąc już o innych... Weźmy taką sytuację: Dwoje ludzi, lat ciut więcej niż naście, mniej niż dziesiąt. Standard polski - mieszkają u rodziców. Chcieliby mieć rodzinę, ale jakoś ten stan kawalersko panieński im wygodnie służy.. Hola, Hola!! Czy aby, to wygodnictwo czy przymus?... Sami rozważcie. Spotykają się na swojej wędrówce przez życie, gdzieś między domem rodzinnym z wielkiej płyty a miejską biblioteką w której urządzono studio fitness. Wpadają na siebie, swym podobieństwem - ta symetrycznością mieszania łyżeczką herbaty, rytmem równoległym czasu pójścia spać oraz lustrzanym odbiciem swych przeciwieństw w jednym ogromnym zwierciadle życia... Pomijam sprawy, zabiegi techniczne, te czary mające za cel wywołanie wilka z lasu, ups sorry.. mające za cel sprawdzenie siebie i swych zachowań w różnych sytuacjach życiowych. Ok, szybko przewijamy ich życie i dochodzimy do momentu w którym nasi młodzi najedli się już lodów pod dostatkiem, ożłopali kaw latte i herbat zapachów wszelakich hektolitry w miejscach w których warto bywać. Postanowili, na wspólnym spacerze z psem, chyba pies był jej ale nie pamiętam - że, dobrze nam razem, warto zalegalizować nasz związek. I tutaj pojawia się drażliwy temat jakim jest celowość tego zabiegu na młodej tkance społecznej. Materializm przebija się co rusz, przez warstwę duchową? Bez przesady, ale konwencja wyniesiona z domu rodzinnego sztywno utrzymuje młodych przy nazwijmy podtrzymywaniu tradycji rodziców. Nasi młodzi popatrzyli teraz krzywo z dziwnym uśmiechem. Ok, zostawmy to. Zalegalizowali swój związek, zgodnie z Wiarą, po uciesze rodziców, zadowoleniu sąsiadek tfu sąsiadów, oraz merdaniu ogonków cudnych piesków. Żyli długo i szczęśliwie?... No jeszcze za wcześnie aby tak odważnie stwierdzić, ba nawet głośno pomyśleć... Dwa tygodnie później - znacie to? Słynne dwa tygodnie później... Zawsze gdy następuje zwrot akcji, są te dwa tygodnie później... Młoda żona wraca z mężem. Zawsze jak się wraca od lekarza, gdzie słyszy się potwierdzenia chorób, droga powrotna do domu zahacza o monopolowy czy aptekę?... W tym przypadku, pamięta się każdy mijamy kamień, uśmiech staruszki żebrzącej z pieskiem w koszyku na schodach ówczesnego Przejścia Świdnickiego we Wrocławiu. Pamięta się ten dźwięk otwieranych drzwi w tramwaju, brzęk kluczy wyciąganych z kieszeni płaszcza. Wejście do domu, bezładne rozebranie, rzucenie komórki z dziesiątka nieodebranych połączeń, w końcu to dosłowne klapnięcie na sofę i zwinięcie się kłębek z pytaniem kołaczącym po obrzeżach czaszki - dlaczego ja???... Młodzi, wieczorem, czytając opis, rak kości, białaczka, kur... mać!!... Gdzie jest w tym Duch Miłości?... A gdzie Bóg i wiara w niego?... One są, i Bóg i Duch Miłości i wiara w nie. Bo gdyby ich nie było, to nikt nie powiedziałby kur... mać!! Nikt, nie podtrzymałby za osuwającą się rękę słysząc o białaczce, nikt nie rozebrałby i nikt nie włączyłby trybu cichego w telefonie, w końcu nikt nie przytuliłby i płakał razem z swoją żoną, gdyby nie istniał Duch Miłości... Ludzie samotni mają gorzej?... Ano mają... Duch Miłości co na to? Odda " sprawę " do Boga i ... załatwione?... Nic z tego. Oni sami dzięki Duchowi Miłości znajdą dobre rozwiązania aby znaleźć dawcę niespokrewnionego i wiara w Boga powoli im uwierzyć - w siebie już wierzą, ale w innych ludzi zaczną wierzyć...

Ku pocieszeniu i pamięci...





 

sobota, 14 marca 2015

Wyrwani z nurtu czasu





          Ostatni tydzień sierpnia 1994 roku był ładny pogodowo. Grupa trzech młodych chłopaków, w wieku około 19 lat, postanowiła spędzić ostatnie dni wakacji udając się na ryby. Wybrali na łowisko - starą odnogę Odry, która znajduje się za Lubiążem idąc wzdłuż Odry w kierunku na miejscowość Gliniany. Obecnie ten obszar jest ujęty w ramy rezerwatu przyrody - " Odrzyska ".  Młodzi ludzie, z marzeniami, po pierwszym roku na studiach we Wrocławiu, pochodzący z rodzin w których wiodło się normalnie jak na tamte czasy, nie szukali rozrywek w postaci hucznych imprez. Byli przyjaciółmi  i po dziś dzień mają z sobą bardzo dobry kontakt, szkoda, że już nie w Polsce, ale o tym na zakończenie.                                                                                                                      
 Pomysł na spędzenie niedzielnego poranka na rybach, pojawił się znienacka, jako ta myśl która zostaje wypowiedziana ot tak i ma moc sprawczą w postaci ogólnej aprobaty. Umówili się, że w sierpniową niedzielę 1994 roku, wstaną o 3 na ranem, albo jak kto woli - w nocy. Szybko się ogarną i punktualnie o 3:30 spotykają na przystanku autobusowym w Lubiążu aby wspólnie ruszyć na łowisko. Przypominam, że w 1994 roku telefony komórkowe były towarem luksusowym i dostępnym dla wąskiego grona osób w kraju. Ówczesne dziewczyny naszych chłopaków, nie specjalnie przejęły się tym, że ich faceci wybędą w niedzielny poranek na wspólne łowienie ryb. Były już przyzwyczajone, że od czasów szkoły średniej, spotykają się zawsze razem na rybach i ten czas jest tylko i wyłącznie dla nich. 
 Przeraźliwy dźwięk budzika wyrwał ze snu Piotra ( imię na prośbę zainteresowanych zostało zmienione ) . Usiłował sobie przypomnieć co mu się śniło, ale uśmiechnął się tylko i stwierdził, że nie warto się zastanawiać. Trzecia nad ranem to godzina w której najlepiej się śpi. Wyrwani przez dźwięczące metalicznym stukotem budziki, potrzebowali kilku chwil aby dojść do siebie. 
 Piotr po szybkiej toalecie, zabrał się za ubieranie do wyjścia. Zachowywał się cicho tak aby nie zbudzić domowników. Mieszkał z rodzicami - dobrzy i poczciwi ludzie. Włożył kanapki przygotowane przez dziewczynę do pojemnika, pomyślał, że zje później. Ubrał się, wziął pokrowiec z wędkami, torbę z zanętą i wyszedł na umówione miejsce.  
 Po wyjściu z ciepłego domu, powiew rześkiego porannego powietrza przegonił resztki snu z twarzy Piotra. Poranek był spokojny, bezwietrzny. Na umówione miejsce miał kawałek drogi, ale kilkanaście minut wystarczyło jemu aby dotrzeć na miejsce.
 Po przybyciu na przystanek, okazało się, że są we dwoje - Piotr i Patryk, brakowało Jędrzeja. Umawiali się, że czekają studenckie pięć minut i jeśli nie będzie kogoś, to ruszają bez tej osoby, która dotrze w pojedynkę. Po upływie kilku chwil, zobaczyli idącą szybkim krokiem, prawie biegnącą postać Jędrzeja. Ten z marszu uśmiechnął się i odparł, że wieczorem długo rozmawiał z dziewczyną dlatego dzisiejszy poranek był dla niego za krótki na sprawne wstawanie...
 Wszyscy w komplecie ruszyli w kierunku na Starą Odrę ( taka oto nazwa funkcjonuje w środowisku mieszkańców Lubiąża ) 
 Szli drogą, pośród zapachów kończącego się lata, rozmawiają o sprawach aktualnych, komentując wydarzenia, o tym o czym zwykle rozmawiali gdy przebywali razem. Podczas mijania ściany lasu, zauważyli, że pojawia się dosyć szybko mgła, ale taka tylko na wysokość kilku metrów. Szli dalej. W odległości kilkunastu metrów zauważyli zarys tafli wody Starej Odry. Piotr stwierdził, że pogodę mają idealną. Weszli na drogę okalającą Starą Odrę. Po przejściu około stu metrów, wchodząc za zakręt, zauważyli, że mgła szybko gęstnieje. Powietrze wydało się im zimniejsze, bardziej wilgotne. Kilka szybko następujących po sobie dźwięków spłoszonego ptactwa dobyło ich uszu z prawej strony. Szli dalej, rozmowy ucichły...
  I teraz zaczyna się najbardziej ciekawa historia. Mam zezwolenie na publikację tej opowieści, bez oczywiście, podawania danych umożliwiających identyfikację moich rozmówców. Mimo, że od wielu lat te osoby nie mieszkają już w Lubiążu, to jeszcze żyją ich krewni tutaj a tego typu historie nie przyprawiają w obecnych czasach miłych wrażeń dla osób dotkniętych osobiście nieznanym.
  ... Idąc drogą we troje, Piotr przystanął jak wryty pokazując palcem w kierunku na prawo od drogi. Jędrzej i Patryk zaśmiali się ale po chwili sami zaniemówili, Ich oczom ukazała się postać jakiegoś człowieka, który wyglądał jak żołnierz. Postać ta wolno szła drogą od pól w kierunku na Odrę. Widać było, że niesie karabin, ma hełm na głowie, plecak przewieszony przez lewę ramię i buty takie jakby poowijane szarymi bandażami.., Wszystko to trwało kilka sekund. Postać, jak mówią relacje chłopaków, przeszła tylko kilka kroków. Uderzyło ich to, że bardzo wyraźnie była widoczna i jak nagle się pojawiła tak nagle zniknęła... Wypytując tych, w sumie już Panów, czy ta postać przedstawiała żołnierza Sowieckiego czy Niemieckiego, nie potrafili mi udzielić jednoznacznej odpowiedzi. 
 Nasi chłopcy byli zaszokowani, nigdy wcześniej nie widzieli czegoś podobnego. Bardzo istotne - nie odczuwali strachu, ten pierwszy lęk ustąpił miejsca dla pierwszego wrażenia, tego zobaczenia czegoś co nie umiemy racjonalnie sobie wytłumaczyć. 
 Rozłożyli wędziska, założyli przynęty, ale nie potrafili się skupić na przyjemnościach. Każdy z nich na swój sposób starał się poradzić z zaistniałą sytuacją. Piotr stwierdził, że to miejsce od zawsze miało dziwny wpływ na niego ale nigdy wcześniej nie widział czegoś podobnego. Obiecali sobie, że opowiedzą o tym rodzicom. Rodzice Piotra byli tymi pierwszymi osobami które usłyszały co przydarzyło się ich synowi i jego kolegom. Chłopcy rozemocjonowani opowiadali co widzieli. Rodzice Piotra usiedli w zadumie i po dłuższej ciszy odparli, że nie należy nikomu opowiadać o tym co im się przydarzyło. W każdym razie, o całym zajściu wiedziała tylko garstka najbliższych osób naszych chłopaków. 
 Nasi chłopcy, teraz już dorosłe osoby, mieszkające za granicą, skontaktowały się ze mną w tamtym roku. Spędziłem na rozmowach z nimi bardzo dużo czasu. Zebrałem materiał do publikacji i zastanowiliśmy się wspólnie jak teraz już odbierają tamto wydarzenie których byli świadkami. Odpowiedzieli mi, że teraz to są mądrzejsi o doświadczenie życiowe, wtedy jako młodzi chłopcy nie rozumieli tego zjawiska przesunięć czasowych, którego byli świadkami. Bo w takich kategoriach należy odbierać te luminacje żołnierzy, osób z epoki a które nam się objawiają. Miejsce dzisiejszego Rezerwatu - " Odrzyska " podczas II w. św. było areną walk Sowietów z armią Niemiecką, W dniu 8 lutego 1945 roku ruszyło natarcie z przyczółków Lubiąż i Ścinawa, czas styczniowy też był czasem śmierci dla żołnierzy którzy masowo ginęli w okolicach Lubiąża. Możliwym jest, że miejsca w których nawarstwiła się ogromna negatywna energia, spowodowana traumatycznymi doświadczeniami i wydarzeniami, takimi jak śmierć ludzi / żołnierzy, wywarła wpływ na tzw. Pamięć tła, czyli miejsce w którym wydarzyła się tragedia, jest niejako napiętnowane cyklicznymi luminacjami osób które tam zginęły. W odpowiednim czasie ukazując się dla przypadkowych osób. Może?... 
 Z relacji ludzi którzy przybyli do Lubiąża tuż po II wojnie, wynika, że tereny na zachód od Lubiąża były mocno zbroczone krwią poległych żołnierzy - wielu narodowości. Po dziś dzień w lesie nieopodal Odry, można zaobserwować pozostałości po okopach, umocnieniach czy stanowiskach artyleryjskich. 
 Ta historia uświadamia nam, że bardzo dużo ludzi doświadcza podobnych zdarzeń w swym życiu, ale boi się o tym opowiedzieć. Dlatego, bardzo dziękuję dla odważnych osób które chcą opowiadać mi o swoich przeżyciach, dziękuję  dla moich informatorów - osób które przyczyniają się do zebrania tego typu relacji. Tą prawdziwą historią nie chcę wzbudzać strachu, bo nie należy bać się tego typu zdarzeń których możemy być świadkami. Oni nam krzywdy nie zrobią. Rezerwat - " Odrzysko " jest pięknym miejscem, do którego zapraszam każdą osobę i gwarantuję niepowtarzalne, bardzo dobre wrażenia.
Aktualizacja  / 21. 05. 2017 r. /
Temat jakże aktualny. W czasie gdy byłem we Wrocławiu, na moją pocztę email przyszedł list. Wiadomość napisała osoba, która chce zachować anonimowość. Tydzień temu, w rejonie Rezerwatu Odrzyska, była na spacerze ze swoimi bliskimi. Zasiedzieli się przy ognisku i wracali wieczorem do domu. Rzeczona Pani, została trochę w tyle ponieważ jeszcze ogarniała do końca miejsce biwakowania. Sprawdzając czy wszystko jest w porządku, kątem oka dostrzegła cień - postać kogoś kto schodzi w dół po skarpie w kierunku do wody. Wystraszyła się ale zachowała zimną krew i zawołała męża. Gdy tylko podniosła głos wołając męża, nasza tajemnicza postać zniknęła. Napisała do mnie po kilku dniach o tym co widziała. Pamięć tła czy zabłąkana dusza która cyklicznie objawia się w miejscu w którym wydarzyło się coś energetycznie bardzo traumatycznego?...
 Zdjęcie poniżej - dokładnie to miejsce w którym nasi chłopcy ujrzeli tą postać żołnierza.



Opis Projektu Haunebu wkrótce na łamach bloga. Zapraszam.

                                                 
                                                       



sobota, 24 stycznia 2015

Kończymy ten związek?... Agnieszka i Michał spojrzeniem okiem czasu....

                           

Każdy związek dwojga ludzi, jest tą próbą czasu, siły charakterów oraz cierpliwości. Nie od dziś wiadomo, że cierpliwość trzeba trenować. Tylko dlaczego tak długo?... W każdym związku są spory, jest różnica zdań i zawsze będą wymagania - nie ukrywajmy, każde z nas stawia swojemu partnerowi / partnerce pewne oczekiwania, które chcemy aby były w miarę dobrze zachowane. Z drugiej strony, czy bycie w związku to kara? No nie, ale patrząc na to co dzieje się na zewnątrz naszych światów, można stwierdzić, że związek to kontrakt biznesowo - towarzyski, bez uczuć i odpowiedzialności za słowo - Kocham na dobre i na złe... 
 Za to mamy w związkach: obarczanie się winą, wmawianie sobie, że jakoś to będzie i bawimy się dalej, mamy brak bliskości i uczuć. Czyja to wina? Powiecie, że żyjemy w kraju który ma nas w głębokim poszanowaniu? Zgadza się, przyszło nam żyć w ciężkich warunkach, niesprzyjających dla ludzi. Jednak, gro osób, daje radę przetrwać i są z sobą nadal. Nie wspomniałem o najważniejszym aspekcie bycia w związku - zawsze ale to zawsze należy rozmawiać, bo nawet przez łzy to jest dialog, to usłyszenie siebie i drugą osobę. Często i spotykam się z tym, ludzie zamiast rozmawiać, wybierają drogę słowa pisanego do siebie. Ciekawe nie? Też bardzo dobra forma dialogu, bo tekst jest tym wyraźniejszym głosem duszy, serca, rozumu... 
 Chciałbym Wam przedstawić list, tak list. Zacznę może od początku. Kilka dni temu, dostałem na e - maila bardzo długi list z załącznikiem. Był od mojej dobrej znajomej. Napisała w nim i opisała, wiele spraw z swojego życia, jak było kiedyś i jak wygląda teraz. Opowiadała o dzieciach, o tym jak wraz z mężem mają przysłowiowe urwanie głowy z najmłodszym synem, A to, że auto muszą zmienić bo to stare ma już cztery lata ( sic! ) Ot, zwykłe normalne życie za zachodnią granicą. 
 Opisywała też, że kiedyś, sześć lat temu, miała bardzo ciężko w życiu tu w kraju, Mówiła, jak bardzo została wmieszana w związek w którym szybko nastąpiły wymagania a zabrakło uczuć. Nie potrafiła się wyswobodzić z okowów bycia tu i teraz - wtedy, tego kieratu - dom, studia w Wrocławiu, gra epizodów w filmach, związek z facetem który posiadał na nią destrukcyjny wpływ ale nie umiała powiedzieć, wtedy, sobie - stop!... Zawsze była zaradna, studia opłacała swoją pracą, wyjechała za Odrę sama. Swojego męża poznała kilka miesięcy po przyjeździe do Berlina. Po wielu związkach - obojga, ten w którym są w małżeństwie, jest tym w którym ich dusze zagrały razem, a serca czują jeden rytm - rytm prawdziwej miłości.
 Poprosiła mnie, jako czytelniczka mojego bloga - bardzo dziękuję i miło jestem zaskoczony, do opublikowania dla Was pewnych dwóch listów, sprzed sześciu lat. Tak abyście na przykładzie z życia, zobaczyli że czasami nie warto na siłę wymagać od kogoś aby nas kochał / kochała...
  Zapraszam do lektury:

 " Agnieszko

Przeczytałem dokładnie każde słowo które do mnie napisałaś...jedyne czego się w nich dopatrzyłem do zwalenia całej winy na mnie. Pisze te słowa żeby definitywnie skończyć tą zabawę, nie chce tego robić brutalnie tak wiec postaram się napisać to najłagodniej jak tylko potrafię: nie jesteśmy dla siebie stworzeni, wiem to, widzę to i niestety jest to prawdą. Absolutnie nie pasujemy do siebie, żyjemy w dwóch różnych światach, ponad to ostatnio obserwując Cie bardzo dokładnie zraziły mnie do Ciebie pewne opcje o których bober pewnie Cie już poinformował. I ty i ja nie potrzebujemy problemów i smutków a będąc razem nieuchronnie staną się one faktem. Mówisz, że mnie kochasz a ja mówię, że nie wiesz co to miłość...chyba jeszcze dla ciebie za wcześnie na to, jeszcze nie dojrzałaś. Ten czas który zaproponowałem nie był dla mnie po to abym poukładał sobie uczucia tylko dla Ciebie, abyś mogła się ogarnąć, pomyśleć, dojrzeć do wieku w którym jesteś. Nie będę się rozpisywał bo dobrze wiem ze każde zdanie będzie okupione litrami łez. Na tym zakończę.

Żegnaj!


Michale,
krótko myślałam nad odpowiedzią na twój wcześniejszy list. Prawdę mówiąc dałam Ci odpowiedź jeszcze tego samego dnia, jednak, że po przemyśleniu całej zaistniałej sytuacji stwierdzam, że podjęłam ja zbyt pochopnie. Myślę, że powinnam uświadomić Cię o kilku rzeczach, które wpłynęły na nasze relacje.
         Po pierwsze twój list był wielkim ciosem w moje serce. Czytając go łzy staczały się po moich policzkach, tworząc na klawiaturze małą kałużę. Nie sama treść wywołała we mnie takie uczucia, ale i sam fakt napisania go. Było mi smutno, przykro… już sama nie wiem jakie uczucia towarzyszyły mi przy jego czytaniu. Byłam roztrzęsiona… nie chciałam Cię już więcej widzieć, skasowałam wszystkie wiadomości od Ciebie, kontakty… by zapomnieć, odciąć się od cierpienia. Wiedziałam, że nic mi to nie da… że muszę się z tym zmierzyć. I chciałam dać Ci szansę, wiedząc, że i tak nic z tego nie będzie. Poprosiłam byś przyjechał. Gdy Cię zobaczyłam, ten obojętny wyraz twarzy, nic nie powiedziałam. Pomyślałam, że na pewno jesteś zmęczony nauką. Usiedliśmy u mnie… zaczęliśmy rozmawiać… widząc twój stosunek do mnie odrzuciłam twoją propozycję. Wyszedłeś z pokoju w ogóle nie przejęty odmową, zupełnie jakby w sklepie nie było twoich papierosów. Po prostu, bez jakichkolwiek  emocji. Gdy usłyszałam twoje kroki na drewnianych deskach przedpokoju zadałam sobie sprawę jak bardzo mi na Tobie zależy i ile dla mnie znaczysz.
         Dałam Ci to o co prosiłeś. Czas. By jak twierdziłeś „była szczęśliwa”. Nie dałeś mi tego szczęścia. Dałeś mi poczucie, że nie jestem już nikomu potrzebna, a już zdecydowanie Tobie. Chłód jaki odczuwam w rozmowie z Tobą, to jak się odsuwasz kiedy chcę Cię mocno przytulić czy pocałować sprawia mi ból… tak nie było wcześniej. Nawet przed ta cała szopką. Trzymałeś mnie za rękę, parzyłeś mi się głęboko w oczy… uśmiechałeś się. Zawsze powiedziałeś miłe słowo. To, że się przytulam i całuję mówi o moim uczuciu, które ty odtrącasz. Nie wiem jak chcesz coś na tym zbudować… Poza tym widzę, że ja już Cię nie interesuję. Twoje zainteresowanie pochłania zupełnie inna osoba.
            Zrozum, zależy mi na Tobie… bardzo. Jeśli nadal chcesz zacząć od początku, to myślę, że nie będzie to przyjaźń. Powinien to być już związek. Bo jak na razie bawimy się w ciuciubabkę… strasznie się pogubiłam po drodze, w tej „przyjaźni”.  Jest mi ciężko, bo nie wiem na czym stoję… czy dom, który buduje nie zawali z powodu źle położonych fundamentów. Pamiętaj, że to nie jest tak, że nie widzę w całej tej farsie swoich błędów. Widzę. Ale ty nie dałeś mi ich naprawić. Nie pozwoliłeś mi się zmienić, dojrzeć… Potrzebowałam troszkę czasu. Nie dałeś mi go… Nigdy nie uwierzę w to, że aż tak Cię zraniłam… Nie mogłabym. Nie dałeś mi czasu by to naprawić… swoje błędy…
Daj mi go teraz. Zacznijmy od nowa, ale inaczej.
                   
                                                             Kocham Cię, Agnieszka

PS: Przemyśl sobie wszystko, nie spiesz cię. Dokładnie przeanalizuj za i przeciw. Dasz mi odpowiedz przy następnym spotkaniu… jeśli się nie mylę 7… może wcześniej. "

    Nie spotkali się, widzieli się dwa lata później, już bez emocji. Wiecie co? On żałuje. Założył rodzinę, jego słowa o tym jakoby Agnieszka nie dorosła do miłości... Były tylko jego wyobrażeniami o związku, a nie realnym odzwierciedleniem tego co czuje Agnieszka... 
 Ku waszej rozwadze i przemyśleniu.













                                            




niedziela, 11 stycznia 2015

Podążaj za słońcem - Nowy Rok / rozpoczęcie /






Wraz z nastaniem Nowego 2015 Roku, czasie dobrym na realizację postanowień: rzucania palenia, picia alkoholu, ogólnej poprawy naszych relacji z samą / samym sobą jak i z innymi, z skutkiem adekwatnym do średniej statystycznej. Składam wam wszystkim życzenia aby ten Nowy Rok był dobry, nie koniecznie lepszy od poprzedniego ale aby był dla nas tym w którym za rok uznamy, że warto było czynić to co sobie zaplanowaliśmy, lub też i nie, a fajnie nam się udało zrealizować.
 Postanowienia noworoczne mają to do siebie, że są... i tyle. Czy potrzebujemy dat tak zwanych - granicznych? Czy data jest dla nas ważna do podejmowania decyzji? Patrzę na to całkowicie jako realista. Odpowiadam na pytanie, sam sobie co kilka miesięcy - każda data jest dobra aby zmienić siebie oraz swoje otoczenie. Nie rewolucyjnie, acz ewolucyjnie w sposób łagodny dla otoczenia i nas samych. Tyle na wstępie. Każdej osobie zawsze życzę wytrwałości w postanowieniach, tego przetrzymania złych chwil i momentów w których widać koniec naszych założeń, a wystarczy tylko porozmawiać z kimś komu ufamy, nawet z sobą jeśli tylko sobie...
 Z moich ubiegłorocznych założeń, większość zrealizowałem z skutkiem bardzo zadowalającym. Z kilku spraw jestem dumny, że udały się. Prace związane z obsługą Facebookowego Klasztor Lubiąż staram się ciągle udoskonalać, podnosić sobie poprzeczkę, tak abyście dostawali do rąk / oczu, materiał, nie jakich wiele i wręcz zalewają nam monitory komputerów, tylko który jest dobry i stanowi przyczynek do zastanowienia się, do refleksji oraz do podążenia wyobraźnią w nasze raje wyśnione. Jakościowo, zdaję sobie sprawę, że jest jeszcze dużo do poprawienia i zapewniam was, że materiały zawsze będą na jak najwyższym poziomie. Kilka z moich projektów, ujrzało światło dzienne. Słynne niebieskie buty, o które cyklicznie dostaję zapytania i szereg wiadomości, na które staram się odpowiadać dla zainteresowanych. Projekt Culture Fashion - moje oczko w głowie. Sztandarowy projekt muzyczno - fotograficzny. Jego kontynuacja - bez dwóch zdań, cały czas będzie realizowana. Przystańmy na chwilę przy C. F. Muzyka Culture Fashion jest całkowicie tworzona przeze mnie, na podstawie moich pomysłów, jedynie słowa, czy to głos Prezydenta Kennediego, czy chorały cysterskie, są samplowane, na tyle ile pozwala prawo. Nic nie zarabiam na swoich projektach fotograficzno - muzycznych. Jednym z założeń, jakie mogło być czymś fajnym a niestety nie udało się zrealizować ( w Lubiążu ) było aktywowanie grupy ludzi do wspólnego tworzenia i kreowania fajnych pomysłów fotograficzno artystycznych. Projekt jest cały czas możliwy do realizacji i jeśli są chętne osoby, które mają zdrowe podejście do życia i widzą oraz chcą więcej, niż tylko to co w telewizji, to zapraszam do współpracy. Zawsze wysłucham, przedyskutuję i nigdy nie odrzucam żadnego projektu w fazie wstępnych dyskusji.
  W tym roku, chciałbym skompletować ekipę / grupę osób, z którymi przejdziemy nieczynną trasa kolejową z Mojęcic do Lubiąża. Wiem, że były czynione już tego typu wyprawy. Chcę aby miało to wymiar  transcendentalny z empirycznym doświadczaniem całości tej malowniczo położonej nieczynnej trasy. Jeśli się uda, to w maju ruszymy. O bliższe info pisać do mnie na prv.
 Nieczynne linie kolejowe, tajemnicze miejsca, niewyjaśnione sprawy, legendy i inne budzące dreszczyk emocji sprawy, miejsca, są tym co staram się poznawać wyjaśniając, sobie / wam. Skupiam się na Lubiążu i okolicach, raz, że tutaj mieszkam, a dwa, znam oraz wiem bardzo dużo? Na tyle aby zaciekawiało mnie i było materiałem wartym publikacji.
 Jednym z miejsc, które opisywałem już na Facebooku i chciałbym też to tutaj przekazać, jest stary wiadukt kolejowy na wschód za Lubiążem. Przytoczę teraz mój tekst z Facebooka którym podpisałem jedno z moich ostatnio wykonanych zdjęć:
" W historii formułowania hipotez na temat Lubiąża, pojawia się, użyję mocne słowo - kopiowanie, przepisywanie odkryć, stwierdzeń innych. W największym stopniu są to wyewoluowane genezy kilku hipotez majora SB Stanisława Siorka. Nie podważam osiągnięć esbeka. Mówię tylko - sprawdzam. I co się okazuje? Istnieje kilka miejsc, o których celowo pomija się, nie zwalam winy na zapomnienie czy inne " nieistotne " fakty. Od kilku lat, mam do czynienia z wieloma przetasowaniami ludzi, w pewnych miejscach, którzy na odchodne, w tradycyjny sposób, potrafią przekazać coś z wiedzy tajemnej?... Nie koniecznie tajemnej, wystarczy tylko dobrze interpretować pewne fakty a układanka zaczyna funkcjonować niczym hybryda starego zegara który został celowo przysypany kurzem zapomnienia. W Lubiążu istnieje kilka miejsc, o których nie sposób znaleźć współczesnych wzmianek, co dopiero jakiś szerszych opracowań. Z zasady nie ufam nikomu kto ma jakieś " objawienia " na temat Lubiąża, bo z reguły to tani chwyt marketingowy a w istocie powielenie tego co wiadomo od dawna a tylko podane na innym talerzu. Ktoś mnie kiedyś nazwał, że " strzegę czegoś " - tak, strzegę, swojej prywatności, oraz wystrzegam się przed kłamstwem - każdy kto mnie zna, wie o tym jaki jestem i co robię a innych kłamstwa są wynikiem tego, że wzbudzam ogromne kontrowersje. Dlatego uważam, że warto abyście przyjrzeli się uważniej, temu o czym czytacie, co widzicie w temacie - Lubiąż i Klasztor Lubiąż.
 Zapomniane są tereny południowe oraz zachodnie za Lubiążem - wg. mnie są bardzo istotne. Informacje na temat czyszczenia depozytów byłych / przedwojennych mieszkańców Lubiąża, też są bardzo istotne, często wypływają takie historie i kilka z nich ma znamiona akcji zorganizowanej, nie przez rodziny biorące co w sumie ich, a przez organizacje zajmujące się opróżnianiem depozytów ówczesnych władz z danego terenu. Przykład? Chyba mogę powiedzieć jeden - jeden z filarów mostu na Odrze w Lubiążu - szerokim echem i w początkowej fazie - ogromnym znakiem zapytania wypłynął po odkryciu pewnego artefaktu. Czekacie aż coś wam opowiem, nie, nie opowiem, nie mniej jednak i tak już baaardzo dużo powiedziałem. "...


Co pewien czas, czy to raz na kilka miesięcy, czy tygodni, docierają do mnie, z pozoru błahe i owiane legendami sprawy. Istotne tylko dla wypowiadających te słowa - osób, jednak po bliższym zaznajomieniu się z dana sprawą, tudzież na lokalnym rozpoznaniu - nabierają, te historie, nowego znaczenia. Powiem wam, że jako człowiek który nie jedno widział w życiu i doświadczył wielu złych rzeczy. Czasami mam pewne obawy co do wydźwięku pewnych historii, czy aby one nie powodują trwałych zmian zachowania u osób które doświadczały pewnych zdarzeń. Zawsze są to bardzo silne emocje, tak samo jak nigdy nie polecam samotnych wycieczek w pewne miejsca w Lubiążu - czy wierzę w duchy? Zastanawiacie się na pewno. Odpowiem, że miejsca w których wydarzyły się tragiczne sprawy, mają tak zwaną pamięć tła i często przypomną o sobie w najmniej spodziewanym momencie u największych niedowiarków... Nie boję się? Tak, boję się, ale mam do wszystkiego racjonalne podejście, aby wyjaśniać a nie ulegać lękom. Będę szerzej przytaczał na łamach bloga, opisy miejsc z Lubiąża i okolic, o których wiadomo lub tylko jest owiane legendą, że " Coś " tam jest. W ostatniej produkcji C. F. ukazany został cmentarz parafialny w Lubiążu. Zamieszczono video na końcu tego posta. Na tym cmentarzu znajdują się, jeszcze, mogiły poprzednich - przedwojennych mieszkańców Lubiąża / Leubus. Są zaniedbane, ogołocone z co wartościowszych przedmiotów, jednak są i warto te co zostały, przenieść w jedno miejsce albo uporządkować tak aby cmentarz był cmentarzem dla ludzi... Nie tylko dla tych, którzy abonament na kolejne 20 lat wykupili... Mam nadzieję, że w roku wyborczym, decyzyjność osób poczuwających się do odpowiedzialności, nabierze nowej jakości w kwestii zadbania o uporządkowanie spraw związanych z nekropolią lubiąską.
 Klasztor w Lubiążu sukcesywnie jest restaurowany. Piękny obiekt, wielkie potrzeby. Jak nazwa głosi klasztor znajduje się w Lubiążu i warto aby Lubiąż nadążał za renowacją klasztoru - pod rozwagę dla wszystkich dedykuje te słowa. Zapraszam do odwiedzania mojego oraz klasztornego profilu na Facebooku. Wkrótce nowe wpisy i jak zawsze, będą omawiane ciekawe sprawy. Zapraszam.