Każdy związek dwojga ludzi, jest tą próbą czasu, siły charakterów oraz cierpliwości. Nie od dziś wiadomo, że cierpliwość trzeba trenować. Tylko dlaczego tak długo?... W każdym związku są spory, jest różnica zdań i zawsze będą wymagania - nie ukrywajmy, każde z nas stawia swojemu partnerowi / partnerce pewne oczekiwania, które chcemy aby były w miarę dobrze zachowane. Z drugiej strony, czy bycie w związku to kara? No nie, ale patrząc na to co dzieje się na zewnątrz naszych światów, można stwierdzić, że związek to kontrakt biznesowo - towarzyski, bez uczuć i odpowiedzialności za słowo - Kocham na dobre i na złe...
Za to mamy w związkach: obarczanie się winą, wmawianie sobie, że jakoś to będzie i bawimy się dalej, mamy brak bliskości i uczuć. Czyja to wina? Powiecie, że żyjemy w kraju który ma nas w głębokim poszanowaniu? Zgadza się, przyszło nam żyć w ciężkich warunkach, niesprzyjających dla ludzi. Jednak, gro osób, daje radę przetrwać i są z sobą nadal. Nie wspomniałem o najważniejszym aspekcie bycia w związku - zawsze ale to zawsze należy rozmawiać, bo nawet przez łzy to jest dialog, to usłyszenie siebie i drugą osobę. Często i spotykam się z tym, ludzie zamiast rozmawiać, wybierają drogę słowa pisanego do siebie. Ciekawe nie? Też bardzo dobra forma dialogu, bo tekst jest tym wyraźniejszym głosem duszy, serca, rozumu...
Chciałbym Wam przedstawić list, tak list. Zacznę może od początku. Kilka dni temu, dostałem na e - maila bardzo długi list z załącznikiem. Był od mojej dobrej znajomej. Napisała w nim i opisała, wiele spraw z swojego życia, jak było kiedyś i jak wygląda teraz. Opowiadała o dzieciach, o tym jak wraz z mężem mają przysłowiowe urwanie głowy z najmłodszym synem, A to, że auto muszą zmienić bo to stare ma już cztery lata ( sic! ) Ot, zwykłe normalne życie za zachodnią granicą.
Opisywała też, że kiedyś, sześć lat temu, miała bardzo ciężko w życiu tu w kraju, Mówiła, jak bardzo została wmieszana w związek w którym szybko nastąpiły wymagania a zabrakło uczuć. Nie potrafiła się wyswobodzić z okowów bycia tu i teraz - wtedy, tego kieratu - dom, studia w Wrocławiu, gra epizodów w filmach, związek z facetem który posiadał na nią destrukcyjny wpływ ale nie umiała powiedzieć, wtedy, sobie - stop!... Zawsze była zaradna, studia opłacała swoją pracą, wyjechała za Odrę sama. Swojego męża poznała kilka miesięcy po przyjeździe do Berlina. Po wielu związkach - obojga, ten w którym są w małżeństwie, jest tym w którym ich dusze zagrały razem, a serca czują jeden rytm - rytm prawdziwej miłości.
Poprosiła mnie, jako czytelniczka mojego bloga - bardzo dziękuję i miło jestem zaskoczony, do opublikowania dla Was pewnych dwóch listów, sprzed sześciu lat. Tak abyście na przykładzie z życia, zobaczyli że czasami nie warto na siłę wymagać od kogoś aby nas kochał / kochała...
Zapraszam do lektury:
" Agnieszko
Przeczytałem dokładnie każde słowo które do mnie
napisałaś...jedyne czego się w nich dopatrzyłem do zwalenia całej winy na mnie.
Pisze te słowa żeby definitywnie skończyć tą zabawę, nie chce tego robić
brutalnie tak wiec postaram się napisać to najłagodniej jak tylko potrafię: nie
jesteśmy dla siebie stworzeni, wiem to, widzę to i niestety jest to prawdą.
Absolutnie nie pasujemy do siebie, żyjemy w dwóch różnych światach, ponad to
ostatnio obserwując Cie bardzo dokładnie zraziły mnie do Ciebie pewne opcje o
których bober pewnie Cie już poinformował. I ty i ja nie potrzebujemy problemów
i smutków a będąc razem nieuchronnie staną się one faktem. Mówisz, że mnie
kochasz a ja mówię, że nie wiesz co to miłość...chyba jeszcze dla ciebie za
wcześnie na to, jeszcze nie dojrzałaś. Ten czas który zaproponowałem nie był
dla mnie po to abym poukładał sobie uczucia tylko dla Ciebie, abyś mogła się
ogarnąć, pomyśleć, dojrzeć do wieku w którym jesteś. Nie będę się rozpisywał bo
dobrze wiem ze każde zdanie będzie okupione litrami łez. Na tym zakończę.
Żegnaj!
Michale,
krótko myślałam nad odpowiedzią
na twój wcześniejszy list. Prawdę mówiąc dałam Ci odpowiedź jeszcze tego samego
dnia, jednak, że po przemyśleniu całej zaistniałej sytuacji stwierdzam, że podjęłam
ja zbyt pochopnie. Myślę, że powinnam uświadomić Cię o kilku rzeczach, które
wpłynęły na nasze relacje.
Po
pierwsze twój list był wielkim ciosem w moje serce. Czytając go łzy staczały
się po moich policzkach, tworząc na klawiaturze małą kałużę. Nie sama treść
wywołała we mnie takie uczucia, ale i sam fakt napisania go. Było mi smutno,
przykro… już sama nie wiem jakie uczucia towarzyszyły mi przy jego czytaniu.
Byłam roztrzęsiona… nie chciałam Cię już więcej widzieć, skasowałam wszystkie
wiadomości od Ciebie, kontakty… by zapomnieć, odciąć się od cierpienia. Wiedziałam,
że nic mi to nie da… że muszę się z tym zmierzyć. I chciałam dać Ci szansę,
wiedząc, że i tak nic z tego nie będzie. Poprosiłam byś przyjechał. Gdy Cię
zobaczyłam, ten obojętny wyraz twarzy, nic nie powiedziałam. Pomyślałam, że na
pewno jesteś zmęczony nauką. Usiedliśmy u mnie… zaczęliśmy rozmawiać… widząc
twój stosunek do mnie odrzuciłam twoją propozycję. Wyszedłeś z pokoju w ogóle
nie przejęty odmową, zupełnie jakby w sklepie nie było twoich papierosów. Po
prostu, bez jakichkolwiek emocji. Gdy
usłyszałam twoje kroki na drewnianych deskach przedpokoju zadałam sobie sprawę
jak bardzo mi na Tobie zależy i ile dla mnie znaczysz.
Dałam
Ci to o co prosiłeś. Czas. By jak twierdziłeś „była szczęśliwa”. Nie dałeś mi
tego szczęścia. Dałeś mi poczucie, że nie jestem już nikomu potrzebna, a już
zdecydowanie Tobie. Chłód jaki odczuwam w rozmowie z Tobą, to jak się odsuwasz
kiedy chcę Cię mocno przytulić czy pocałować sprawia mi ból… tak nie było
wcześniej. Nawet przed ta cała szopką. Trzymałeś mnie za rękę, parzyłeś mi się
głęboko w oczy… uśmiechałeś się. Zawsze powiedziałeś miłe słowo. To, że się
przytulam i całuję mówi o moim uczuciu, które ty odtrącasz. Nie wiem jak chcesz
coś na tym zbudować… Poza tym widzę, że ja już Cię nie interesuję. Twoje zainteresowanie
pochłania zupełnie inna osoba.
Zrozum, zależy mi na
Tobie… bardzo. Jeśli nadal chcesz zacząć od początku, to myślę, że nie będzie
to przyjaźń. Powinien to być już związek. Bo jak na razie bawimy się w
ciuciubabkę… strasznie się pogubiłam po drodze, w tej „przyjaźni”. Jest mi ciężko, bo nie wiem na czym stoję… czy dom, który
buduje nie zawali z powodu źle położonych fundamentów. Pamiętaj, że to nie jest
tak, że nie widzę w całej tej farsie swoich błędów. Widzę. Ale ty nie dałeś mi
ich naprawić. Nie pozwoliłeś mi się zmienić, dojrzeć… Potrzebowałam troszkę
czasu. Nie dałeś mi go… Nigdy nie uwierzę w to, że aż tak Cię zraniłam… Nie
mogłabym. Nie dałeś mi czasu by to naprawić… swoje błędy…
Daj mi go teraz. Zacznijmy od nowa,
ale inaczej.
Kocham Cię, Agnieszka
PS: Przemyśl sobie
wszystko, nie spiesz cię. Dokładnie przeanalizuj za i przeciw. Dasz mi
odpowiedz przy następnym spotkaniu… jeśli się nie mylę 7… może wcześniej. "
Nie spotkali się, widzieli się dwa lata później, już bez emocji. Wiecie co? On żałuje. Założył rodzinę, jego słowa o tym jakoby Agnieszka nie dorosła do miłości... Były tylko jego wyobrażeniami o związku, a nie realnym odzwierciedleniem tego co czuje Agnieszka...
Ku waszej rozwadze i przemyśleniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz