Ostatni tydzień sierpnia 1994 roku był ładny pogodowo. Grupa trzech młodych chłopaków, w wieku około 19 lat, postanowiła spędzić ostatnie dni wakacji udając się na ryby. Wybrali na łowisko - starą odnogę Odry, która znajduje się za Lubiążem idąc wzdłuż Odry w kierunku na miejscowość Gliniany. Obecnie ten obszar jest ujęty w ramy rezerwatu przyrody - " Odrzyska ". Młodzi ludzie, z marzeniami, po pierwszym roku na studiach we Wrocławiu, pochodzący z rodzin w których wiodło się normalnie jak na tamte czasy, nie szukali rozrywek w postaci hucznych imprez. Byli przyjaciółmi i po dziś dzień mają z sobą bardzo dobry kontakt, szkoda, że już nie w Polsce, ale o tym na zakończenie.
Pomysł na spędzenie niedzielnego poranka na rybach, pojawił się znienacka, jako ta myśl która zostaje wypowiedziana ot tak i ma moc sprawczą w postaci ogólnej aprobaty. Umówili się, że w sierpniową niedzielę 1994 roku, wstaną o 3 na ranem, albo jak kto woli - w nocy. Szybko się ogarną i punktualnie o 3:30 spotykają na przystanku autobusowym w Lubiążu aby wspólnie ruszyć na łowisko. Przypominam, że w 1994 roku telefony komórkowe były towarem luksusowym i dostępnym dla wąskiego grona osób w kraju. Ówczesne dziewczyny naszych chłopaków, nie specjalnie przejęły się tym, że ich faceci wybędą w niedzielny poranek na wspólne łowienie ryb. Były już przyzwyczajone, że od czasów szkoły średniej, spotykają się zawsze razem na rybach i ten czas jest tylko i wyłącznie dla nich.
Przeraźliwy dźwięk budzika wyrwał ze snu Piotra ( imię na prośbę zainteresowanych zostało zmienione ) . Usiłował sobie przypomnieć co mu się śniło, ale uśmiechnął się tylko i stwierdził, że nie warto się zastanawiać. Trzecia nad ranem to godzina w której najlepiej się śpi. Wyrwani przez dźwięczące metalicznym stukotem budziki, potrzebowali kilku chwil aby dojść do siebie.
Piotr po szybkiej toalecie, zabrał się za ubieranie do wyjścia. Zachowywał się cicho tak aby nie zbudzić domowników. Mieszkał z rodzicami - dobrzy i poczciwi ludzie. Włożył kanapki przygotowane przez dziewczynę do pojemnika, pomyślał, że zje później. Ubrał się, wziął pokrowiec z wędkami, torbę z zanętą i wyszedł na umówione miejsce.
Po wyjściu z ciepłego domu, powiew rześkiego porannego powietrza przegonił resztki snu z twarzy Piotra. Poranek był spokojny, bezwietrzny. Na umówione miejsce miał kawałek drogi, ale kilkanaście minut wystarczyło jemu aby dotrzeć na miejsce.
Po przybyciu na przystanek, okazało się, że są we dwoje - Piotr i Patryk, brakowało Jędrzeja. Umawiali się, że czekają studenckie pięć minut i jeśli nie będzie kogoś, to ruszają bez tej osoby, która dotrze w pojedynkę. Po upływie kilku chwil, zobaczyli idącą szybkim krokiem, prawie biegnącą postać Jędrzeja. Ten z marszu uśmiechnął się i odparł, że wieczorem długo rozmawiał z dziewczyną dlatego dzisiejszy poranek był dla niego za krótki na sprawne wstawanie...
Wszyscy w komplecie ruszyli w kierunku na Starą Odrę ( taka oto nazwa funkcjonuje w środowisku mieszkańców Lubiąża )
Szli drogą, pośród zapachów kończącego się lata, rozmawiają o sprawach aktualnych, komentując wydarzenia, o tym o czym zwykle rozmawiali gdy przebywali razem. Podczas mijania ściany lasu, zauważyli, że pojawia się dosyć szybko mgła, ale taka tylko na wysokość kilku metrów. Szli dalej. W odległości kilkunastu metrów zauważyli zarys tafli wody Starej Odry. Piotr stwierdził, że pogodę mają idealną. Weszli na drogę okalającą Starą Odrę. Po przejściu około stu metrów, wchodząc za zakręt, zauważyli, że mgła szybko gęstnieje. Powietrze wydało się im zimniejsze, bardziej wilgotne. Kilka szybko następujących po sobie dźwięków spłoszonego ptactwa dobyło ich uszu z prawej strony. Szli dalej, rozmowy ucichły...
I teraz zaczyna się najbardziej ciekawa historia. Mam zezwolenie na publikację tej opowieści, bez oczywiście, podawania danych umożliwiających identyfikację moich rozmówców. Mimo, że od wielu lat te osoby nie mieszkają już w Lubiążu, to jeszcze żyją ich krewni tutaj a tego typu historie nie przyprawiają w obecnych czasach miłych wrażeń dla osób dotkniętych osobiście nieznanym.
... Idąc drogą we troje, Piotr przystanął jak wryty pokazując palcem w kierunku na prawo od drogi. Jędrzej i Patryk zaśmiali się ale po chwili sami zaniemówili, Ich oczom ukazała się postać jakiegoś człowieka, który wyglądał jak żołnierz. Postać ta wolno szła drogą od pól w kierunku na Odrę. Widać było, że niesie karabin, ma hełm na głowie, plecak przewieszony przez lewę ramię i buty takie jakby poowijane szarymi bandażami.., Wszystko to trwało kilka sekund. Postać, jak mówią relacje chłopaków, przeszła tylko kilka kroków. Uderzyło ich to, że bardzo wyraźnie była widoczna i jak nagle się pojawiła tak nagle zniknęła... Wypytując tych, w sumie już Panów, czy ta postać przedstawiała żołnierza Sowieckiego czy Niemieckiego, nie potrafili mi udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
Nasi chłopcy byli zaszokowani, nigdy wcześniej nie widzieli czegoś podobnego. Bardzo istotne - nie odczuwali strachu, ten pierwszy lęk ustąpił miejsca dla pierwszego wrażenia, tego zobaczenia czegoś co nie umiemy racjonalnie sobie wytłumaczyć.
Rozłożyli wędziska, założyli przynęty, ale nie potrafili się skupić na przyjemnościach. Każdy z nich na swój sposób starał się poradzić z zaistniałą sytuacją. Piotr stwierdził, że to miejsce od zawsze miało dziwny wpływ na niego ale nigdy wcześniej nie widział czegoś podobnego. Obiecali sobie, że opowiedzą o tym rodzicom. Rodzice Piotra byli tymi pierwszymi osobami które usłyszały co przydarzyło się ich synowi i jego kolegom. Chłopcy rozemocjonowani opowiadali co widzieli. Rodzice Piotra usiedli w zadumie i po dłuższej ciszy odparli, że nie należy nikomu opowiadać o tym co im się przydarzyło. W każdym razie, o całym zajściu wiedziała tylko garstka najbliższych osób naszych chłopaków.
Nasi chłopcy, teraz już dorosłe osoby, mieszkające za granicą, skontaktowały się ze mną w tamtym roku. Spędziłem na rozmowach z nimi bardzo dużo czasu. Zebrałem materiał do publikacji i zastanowiliśmy się wspólnie jak teraz już odbierają tamto wydarzenie których byli świadkami. Odpowiedzieli mi, że teraz to są mądrzejsi o doświadczenie życiowe, wtedy jako młodzi chłopcy nie rozumieli tego zjawiska przesunięć czasowych, którego byli świadkami. Bo w takich kategoriach należy odbierać te luminacje żołnierzy, osób z epoki a które nam się objawiają. Miejsce dzisiejszego Rezerwatu - " Odrzyska " podczas II w. św. było areną walk Sowietów z armią Niemiecką, W dniu 8 lutego 1945 roku ruszyło natarcie z przyczółków Lubiąż i Ścinawa, czas styczniowy też był czasem śmierci dla żołnierzy którzy masowo ginęli w okolicach Lubiąża. Możliwym jest, że miejsca w których nawarstwiła się ogromna negatywna energia, spowodowana traumatycznymi doświadczeniami i wydarzeniami, takimi jak śmierć ludzi / żołnierzy, wywarła wpływ na tzw. Pamięć tła, czyli miejsce w którym wydarzyła się tragedia, jest niejako napiętnowane cyklicznymi luminacjami osób które tam zginęły. W odpowiednim czasie ukazując się dla przypadkowych osób. Może?...
Z relacji ludzi którzy przybyli do Lubiąża tuż po II wojnie, wynika, że tereny na zachód od Lubiąża były mocno zbroczone krwią poległych żołnierzy - wielu narodowości. Po dziś dzień w lesie nieopodal Odry, można zaobserwować pozostałości po okopach, umocnieniach czy stanowiskach artyleryjskich.
Ta historia uświadamia nam, że bardzo dużo ludzi doświadcza podobnych zdarzeń w swym życiu, ale boi się o tym opowiedzieć. Dlatego, bardzo dziękuję dla odważnych osób które chcą opowiadać mi o swoich przeżyciach, dziękuję dla moich informatorów - osób które przyczyniają się do zebrania tego typu relacji. Tą prawdziwą historią nie chcę wzbudzać strachu, bo nie należy bać się tego typu zdarzeń których możemy być świadkami. Oni nam krzywdy nie zrobią. Rezerwat - " Odrzysko " jest pięknym miejscem, do którego zapraszam każdą osobę i gwarantuję niepowtarzalne, bardzo dobre wrażenia.
Aktualizacja / 21. 05. 2017 r. /
Temat jakże aktualny. W czasie gdy byłem we Wrocławiu, na moją pocztę email przyszedł list. Wiadomość napisała osoba, która chce zachować anonimowość. Tydzień temu, w rejonie Rezerwatu Odrzyska, była na spacerze ze swoimi bliskimi. Zasiedzieli się przy ognisku i wracali wieczorem do domu. Rzeczona Pani, została trochę w tyle ponieważ jeszcze ogarniała do końca miejsce biwakowania. Sprawdzając czy wszystko jest w porządku, kątem oka dostrzegła cień - postać kogoś kto schodzi w dół po skarpie w kierunku do wody. Wystraszyła się ale zachowała zimną krew i zawołała męża. Gdy tylko podniosła głos wołając męża, nasza tajemnicza postać zniknęła. Napisała do mnie po kilku dniach o tym co widziała. Pamięć tła czy zabłąkana dusza która cyklicznie objawia się w miejscu w którym wydarzyło się coś energetycznie bardzo traumatycznego?...
Zdjęcie poniżej - dokładnie to miejsce w którym nasi chłopcy ujrzeli tą postać żołnierza.
Opis Projektu Haunebu wkrótce na łamach bloga. Zapraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz