środa, 2 sierpnia 2017

Ślęża - Szlakiem Starej Nowej Historii




Witajcie. Góra Ślęża jest dla nas Świętą Górą. Od wielu lat cyklicznie odwiedzamy szlaki Ślężańskie oraz sam szczyt w celach rekreacyjnych, przyrodniczych. Czy kiedyś zastanawialiście się Państwo nad genezą tej góry? Magiczne miejsce otoczone legendami, zagmatwaną historią i milionem pytań bez odpowiedzi….



Temat Ślęży jest niejako powiązany z Lubiążem miejscowością Gliniany  w której w latach siedemdziesiątych ujawniono przez wykopaliska archeologiczne miejsce starej osady oraz cmentarza. Odkryto również figurki które jednoznacznie służyły do obrządków kultu solarnego. W niedalekiej przyszłości chcemy zorganizować ognisko w Glinianach dla upamiętnienia miejsca, aby porozmawiać o słowiańszczyźnie oraz aby zapoczątkować kultywowanie pamięci o tym miejscu.
Wracając na Ślężę, opowiem wam trochę o tym miejscu. Zacznę od  legend jakich jest sporo o tym miejscu.



O powstaniu Ślęży, Raduni i Wieżycy
Dawno temu, diabły zazdrosne o stworzony świat, a szczególnie o Śląsk, postanowiły zasypać kamieniami całą krainę. Miały czas jedynie do Nocy Świętojańskiej, więc w pośpiechu zaczęły znosić olbrzymie skały i budować góry. W ten sposób powstały Sudety oraz niedbale ułożone Wzgórza Łomnickie; im bliżej było do końca czasu danemu diabłom, tym wzgórza były formowane w coraz bardziej chaotyczny i byle jaki sposób. W Noc Świętojańską diabły schowały się. Jedyne wejście do piekieł znajdowało się w okolicach dzisiejszej Sobótki, pomiędzy wzgórzami na północ od Karkonoszy. Jedno z tych wzgórz, o nazwie Gozdnica lub Góra Anielska, zostało opanowane przez oddział Aniołów, który zaatakował diabły stacjonujące na Raduni. Grupy zaczęły rzucać w siebie nawzajem olbrzymie bloki skalne, które z reguły były tak ciężkie, że nie dolatywały do celu. Spadając po drodze, zasypały wejście do piekieł i utworzyły górę Ślężę. Zdenerwowany sytuacją Lucyfer postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i rzucił w Anioły potężny blok skalny, ale chybił. Skała nie doleciała na miejsce i spadła tworząc górę Stolna. Podobnie stało się z kolejnym pociskiem, który utworzył górę Wieżycę. Zdenerwowany Lucyfer tupnął kopytem z taką siłą, że ziemia się rozsunęła i utworzyła przełęcz Tąpadła, która oddziela Ślężę od Raduni. Do tej pory diabły ciskają pioruny w Ślężę, aby ta pękła i otworzyła z powrotem wejście do piekieł i umożliwiła im powrót do domu.



 O powstaniu „panny z rybą” i „niedźwiedzia”
Według podań, niegdyś na Ślęży stał zamek, w którym mieszkała księżna. Posiadała ona oswojonego niedźwiedzia, który biegał wolno po okolicy. Pewnego razu zwierzę zachorowało. Księżnej doradzono, że najlepszym lekarstwem dla niego będzie szczupak, więc wysłała ona służącą do Sobótki po rybę. Wracając, dziewczyna została zaatakowana przez niedźwiedzia, który odgryzł jej głowę. Przybywszy na ratunek ludzie zabili bestię i na pamiątkę tego wydarzenia wyrzeźbiono dwie figury – pannę z rybą oraz niedźwiedzia.

 Inna legenda dotycząca tych rzeźb również zaczyna się na ślężańskim zamku. Jedna z służących została wysłana do Sobótki po rybę, ponieważ był to czas postu. Na zamku mieszkało kilka oswojonych niedźwiedzi, z których jednego nauczono czekania i wychodzenia naprzeciw nadchodzącym ludziom, pomagając im przynosić ciężkie pakunki. Ponieważ dziewczyna, która wyszła po rybę długo nie wracała, niedźwiedź stawał się coraz bardziej niecierpliwy i zły. Kiedy ją w końcu spostrzegł, rzucił się gwałtownie na koszyk, chcąc jej go zabrać. Dziewczyna zaczęła się bronić i wbiła w oko zwierzęcia długą szpilkę. Rycząc z bólu, niedźwiedź zabił dziewczynę urywając jej głowę. Sam też skonał, ponieważ szpilka przebiła mózg. Na miejscu tragedii postawiono rzeźby.
Istnieje jeszcze kilka innych wersji tego podania, ale najpiękniejszą jest baśń o szlachetnym niedźwiedziu:
 Na zamku na Ślęży panował Hamar, władca pogańskich ludów, któremu był podporządkowany cały Śląsk. Miał on piękną córkę, Goralindę, o długich jasnych włosach i niebieskich oczach. Zabiegało o nią wielu książąt, ale dziewczyna nie zgodziła się wyjść za żadnego z nich. Hamar toczył wojnę ze Świdnem, księciem sąsiedniego kraju, który oblegał Ślężę, ale ta pozostała niezdobyta. Świdno miał syna Bolesława, najwaleczniejszego rycerza spośród całego wojska. Bolesławowi udało się wejść na szczyt Ślęży niezauważonym, bowiem zakradł się tam od niestrzeżonej i uznanej za niedostępną strony. Pierwszymi postaciami, które zobaczył, gdy zakradł się do zamku była Goralinda z leżącym u jej stóp wiernym niedźwiedziem. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Młodzi spotykali się potajemnie wiele razy, a na straży stał lojalny niedźwiedź księżniczki. Goralinda i Bolesław mieli nadzieję, że ich ojcowie pogodzą się, a oni będą mogli zawrzeć małżeństwo. Goralinda miała macochę, Krienhildę, która pałała nienawiścią do niej za to, że Hamar kochał bardziej córkę niż ją, swoją drugą żonę. Krienhilda, podejrzewająca Goralindę o jakieś tajemnice, wysłała swego zaufanego służącego Marbota na zwiady. Marbot zaczął flirtować z Miką, gadatliwą służką księżniczki, która w końcu wygadała się o tajemnicy zakochanych. Krienhilda postanowiła się zemścić. Przede wszystkim chciała pozbyć się niedźwiedzia-strażnika i zwabiła go zapachem ryb, do których zwierzę miało słabość. Zwabiony niedźwiedź poszedł w kierunku kuszącego zapachu i pożarł posiłek. Ryby zostały ugotowane w wywarze z wilczych jagód, więc niedźwiedź skonał w wielkich męczarniach, ale nie wydał ani jednego ryku, aby nie przeszkadzać zakochanym. Był to akurat czas początków pertraktacji pokojowych Hamara i Świdno i ustaleń zawarcia małżeństwa między ich dziećmi. Jednakże Krienhilda zdążyła poinformować Hamara o tajemnych schadzkach młodych i wściekły władca poszedł w miejsce spotkań zakochanych i zaatakował Bolesława. Rzucił w niego młot, który w sekundzie ściął mu głowę. Ale nie tylko jemu. Hamar nie wiedział, że za Bolesławem była Goralinda, którą również zabił młot. Krienhilda krzyknęła z radości, ale nie Hamar. Zszokowany śmiercią swej ukochanej córki wypędził złą małżonkę, która do końca swojego życia mieszkała w jednej z jaskiń. Miejscem, w którym żyła nazwany został łożem Krienhildy. Hamar, aby uwiecznić tragedię, kazał wyrzeźbić postacie na cześć jego córki i jej wiernego niedźwiedzia.



I na zakończenie legend:
 Pewna kobieta cierpiała wraz ze swoim jedynym dzieckiem wielka biedę. Śniło jej się kiedyś, że jeżeli pójdzie w Wielki Piątek na Ślężę to skończą się jej troski. O oznaczonym czasie wzięła dziecko na ręce i udała się na górę. Kiedy była jeszcze na szczycie, to zauważyła wejście do jaskini, którego wcześniej nigdy w miejscu tym nie widziała, jaskinię zamykały obite miedzią wrota. Kobieta zapukała, wrota otworzyły się, za progiem leżał czarny pies z gorejącymi oczyma i paszczą, który pozwolił jej wejść do środka. Okazało się, że za wrotami była komnata. Stał w niej dębowy stół, przy którym siedziało kilku starców w starodawnych strojach, zajęci oni byli pisaniem. Obok stołu ustawione były skrzynie zapełnione złotymi i srebrnymi monetami. Pies zaszczekał trzykrotnie: ?Raff, Raff, Raff?. Kobieta posadziła dziecko na stole i trzy razy sięgnęła do skrzyni po złoto. Następnie szybko wybiegła z jaskini, a wrota zatrzasnęły się za nią z hukiem. Dopiero teraz kobieta zorientowała się, że pozostawiła w jaskini dziecko. Przerażona chciała wrócić do niej z powrotem, ale wejście zniknęło. Płacząc i lamentując poszła do domu. W żałobie i smutku przeżyła cały rok. Kiedy nadszedł kolejny Wielki Piątek pobiegła na to samo miejsce i bez kłopotu znalazła wejście do jaskini. Zapukała, wrota otworzyły się i kobieta ponownie usłyszała trzykrotne ?Raff, Raff, Raff?. Uszczęśliwiona zobaczyła, że na stole siedziało jej dziecko, które uśmiechnięte i zdrowe bawiło się czerwonym jabłkiem. Tym razem kobieta nawet nie spojrzała na złoto. Chwyciła dziecko i wybiegła na zewnątrz. Wrota znów się za nią zamknęły, usłyszała jeszcze tylko smutne wycie psa. Kobieta z przerażeniem zobaczyła, że trzyma na ręku martwe dziecię. Po rocznym pobycie w świecie duchów nie było ono zdolne do życia w świecie ludzi.



KAMIENNE WAŁY KULTOWE
Podobnie tajemniczą historię mają kamienne wały których jest kilka. Prawdopodobnie zbudowane zostały na początku epoki żelaza w formie kręgów. Ułożone są z różnej wielkości kamieni i bloków skalnych bez użycia zaprawy. Największy znajduje się na Raduni, wokół Ślęży usypane są prawdopodobnie trzy, kolejny na Wieżycy. Kręgi te oznaczały zasięgi miejsc świętych, gdzie odprawiano obrzędy religijne. Strzegły miejsc bytowania bogów i słowiańskich obrzędów religijnych.



  Temat drugowojennej historii Ślęży jest bardzo ciekawy oraz wart opowiedzenia.
W latach 80tych miała miejsce państwowa akcja eksploracyjna na Ślęży.
Wydaje się, że sprawcą zamieszania był niejaki Marian Orłowski z Głogowa. W swym liście skierowanym zarówno do TVP jak i ówczesnego premiera Piotra Jaroszewicza, relacjonował swoje wyprawy na szczyt Ślęży, które odbywał w 1946 roku. Wskazywał okoliczności i miejsce prawdopodobnego ukrycia przez Niemców znacznych dóbr. Na podstawie zebranych relacji autochtonów oraz własnych obserwacji ustalił uznaną najwyraźniej, za dość wiarygodną wersję wydarzeń jaka miała miejsce na Ślęży na przełomie 1944 i 1945 roku. Na tyle wiarygodną, że premier wydał polecenie dokładniejszego zbadania tej sprawy. Zadanie to realizowane było przez Wydział Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu przy współpracy z Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich. List Orłowskiego nie był oczywiście jedynym źródłem na jakim wówczas się oparto, uzupełnieniem były materiały gromadzone przez Służbę Bezpieczeństwa. Do dyspozycji ekipy został oddany dźwig, saperzy oraz specjalistyczny sprzęt pomiarowy. Według raportu końcowego, akcja zakończyła się niepowodzeniem. Chociaż urządzenie wykazało pewne anomalie, nie było jednak możliwości technicznych weryfikacji odczytu. Prace zostały przerwane nagle, a oficjalną przyczyną były niesprzyjające warunki pogodowe. Mimo to, w tym samym roku podobne akcje ponawiano kilkakrotnie m.in. z inicjatywy wspomnianego już mjr SB Stanisława Siorka, przy udziale Wojewódzkiego Ośrodka Archeologiczno--Konserwatorskiego i z wykorzystaniem aparatury Zakładów Badawczo Projektowych Miedzi „Cuprum" oraz Wojskowego Instytutu Techniki Inżynieryjnej. Mimo uzyskania ciekawych wyników, ryzyko błędu w interpretacji badania było zbyt wysokie ze względu na niekorzystne oddziaływanie nadajnika telewizyjnego umieszczonego na szczycie Ślęży. W czerwcu 1981 roku do działania przystąpiła wspomniana już ekipa MON i WSW. Wojskowi idą po przetartych już tropach przez swych poprzedników, na których wynikach zresztą bazują. Szczegóły podjętych działań w tym wypadku są jednak niedostępne i nikt nie wie, czy czasem w podziemnych sztolniach nie leżą rozstrzelani przez Niemców więźniowie w pasiakach, czy niemieccy żołnierze zastrzeleni przez Rosjan.



 Stanisław Siorek, nieżyjący już funkcjonariusz SB, który wiele lat poświęcił na tropienie poniemieckich depozytów, twierdził że w latach 70. enerdowska STASI prowadziła jakieś badania na Ślęży.  Rejon w jakim prowadzono badania jest ciekawy o tyle, że znaleziono tam kilka lat wstecz szklane miny (glass mine). Nieoficjalnie wiadomo mi, że dowiercono się do pustki po kilkunastu metrach, jednak rozkaz z Warszawy brzmiał - natychmiast zakończyć badania
Podobna analogia co do Klasztoru w Lubiążu i rozkazu „natychmiastowego ‘’ przerwania prac.
Masyw samej Ślęży to bardzo dobry temat, ale też niezwykle trudny. Trudny pod względem rozpoznania geologicznego, jaki rozpoznania geofizycznego za pomocą elektronicznej aparatury którą zakłócają silne nadajniki Radiowo Telewizyjnego Centrum Nadawczego na szczycie.
 Najciekawsze sprawy wiążą się z pracami ziemnymi prowadzonymi na zalesionych stokach Ślęzy. O rozmachu tych prac niech świadczy fakt ściągnięcia 1,5 km torowisk i rozjazdów z zachodnich zboczy Ślęży w 1948 r. W 1982, wiosną na Ślęży poszukiwania prowadzi grupa resortowa SB i WSW pod kierownictwem płk Czesława Sochala. Do grupy oddelegowano Stanisława  Siorka za zgodą szefostwa SB KW MO w Wrocławiu. Do zespołu oddelegowano również 10 żołnierzy z Bolesławca.
W 1980 roku w czerwcu badania elektrooporowe przeprowadził Tadeusz Kaletyn dla poszukiwań prowadzonych z ramienia Urzędu Wojewódzkiego.
W 1979 roku ówczesny premier Piotr Jaroszewicz zainteresował się górą, to z jego inicjatywy przesłuchiwano M. Orłowskiego, który mieszkał w okolicy Ślęży od 1945 i weryfikowano jego spostrzeżenia przedstawione w liście do TV.
W tym że roku poszukiwań depozytów na Ślęży podjęła się OKBZH i Wydział Kultury i Sztuki urzędu wojewódzkiego. Poszukiwania trwały dwa lata, na podstawie notatki Bronisławy Fijałkowskiej.



Do Ślęży będziemy cyklicznie wracać. Na pewno przed jesienią zorganizujemy ostatnie wejście na Ślężę i zrobimy to w formie przejścia żółtym szlakiem od Przełęczy Tąpadła na szczyt. Na górze zwiedzimy miejsca warte zobaczenia, opowiemy o nich i następnie zrobimy dłuższą prelekcję tuż przy wieży widokowej za kościołem czyli tam gdzie moc nadajnika stacji radiowej jest tłumiona przez skały.
 Bo Ślęża to nie tylko piękna góra -  to czakram energetyczny, to Święta Góra dla Słowian.
Warto ją odwiedzać