wtorek, 22 kwietnia 2014

Uśmiech podczas rwania włosów? Przez łzy.



Istotą posiadania celu, jest marzenie i droga ku jego realizacji. Każdy z nas posiada swe drogi, mniej bądź bardziej wyboiste, jednak zawsze są to nasze wybory. Co byłoby gdyby tak nagle, zmienić sobie cel życia? Co stałoby się, gdybyśmy, wygodnie, rozsiadając się na kanapie czy w fotelu, wstali i zaczęli zmieniać swe życie, w międzyczasie innych również... ?  Odezwą się zaraz u was, głosy sprzeciwu, a po co?... a dlaczego?... w jakim celu?... Tak jest mi dobrze, po co zmieniać?... itp.
Opowiem wam historię o kamieniu. Tak, nie mylicie się, historia o kamieniu - takim zwyczajnym, najzwyklejszym szarym kamieniu, leżącym na polu za Lubiążem.
 Byłą sobie para dwojga młodych ludzi. On lat słusznych dwadzieścia siedem, ona lat nie ujawniła ale z rocznika jego była. Żyli w Lubiążu od czasów pojawienia się nowego zastosowania łóżek polowych w sprzedaży bezpośredniej frontem do klienta i z uśmiechem, szczerym, a jakże. Poznali się na jednym z wielu miejsc spotkań młodzieży Lubiąskiej, na ognisku organizowanym w nielegalnej odkrywce piasku, która znajduje się na zachód od Wzgórza Trzech Krzyży w Lubiążu. Miejsce ciekawe, ludzie też. Z braku alternatywy, sami organizowali sobie czas wolny. Wpadli na siebie i zaczęli być ku sobie zupełnie przypadkowo. Podczas rozluźnienia nastrojów winem i piwem, wywiązała się dyskusja o życiu i bytności w Lubiążu. Nie napawała optymizmem, jednak była tym początkiem poznawania siebie. Czas płynął, lata leciały, ogniska przeszły w zamierzchłą przeszłość. Ludzie mile wspominali szalone imprezy, bieganie na golasa i skakanie przez ogień pod wpływem... alkoholu oczywiście. On i Ona  zostali parą w pełnym tego słowa znaczeniu. Postanowili zamieszkać razem. Owszem, pewne trudności na początku ma każdy związek, gdy chce zamieszkać z sobą. On skończył studnia na politechnice, ona na uniwersytecie, w kierunkach tylko im wiadomych i potrzebnych. Mieszkając razem, czas długi, pojawiły się pierwsze problemy z płynnością finansową. On imał się różnych zajęć, a to sprzedawał meble kuchenne, a to asystował albo bardziej adekwatnie - statystował w biurze pewnej firmy spedycyjnej, obecnie nieistniejącej. Ona posiadała marzenie od dzieciństwa, chciała pracować jako nauczycielka biologii. Jak wszyscy wiemy, w naszym kraju takie marzenia są marzeniami z kategorii lux. Żyli sobie w takim stanie zawieszenia i marazmu życiowego, bo Lubiąż jako społeczeństwo jest świetny, jako miejsce do startu dla młodych już nie. Zresztą, jak wszędzie u nas w Polsce. Do czasu gdy, Polska weszła do Unii Europejskiej. Wepchnęła się, można rzec. Człek to taka istota, że gdy widzi co fundują jemu politycy, co funduje jemu system oparty na kłamstwie i ciągłym udowadnianiu jednostce, że jest tylko pracownikiem bez uczuć, niezdolnym do zaoferowania jemu poczucia bezpieczeństwa w normalny, czyt: bez układów, sposób. On i Ona nie wiedzieli co zrobić, czy zostawić wszystko i wyjechać, czy pogodzić się z losem i zostać. Szalę goryczy i w konsekwencji podjęcie decyzji o wyjeździe, przelało omówienie spraw związanych z opieką służby zdrowia oraz z stabilnością zatrudnienia.
 Formalności związane z wyjazdem, załatwili w tydzień. Pożegnali się z rodziną, z przyjaciółmi to była tylko krótka rozłąka, ponieważ przyjaciele też nie zaufali w zieloną wyspę między Odrą a Wisłą. Londyn był dla nich novum, tym rajem wyśnionym. Ona dołączyła do siostry. Zamieszkali razem. Znalezienie pracy nie było problemem dla nich. On został elektrykiem, ona dołączyła do siostry interesu i wspólnie prowadziły firmę obsługującą przydomowe ogrody. Nie byłoby w tym nic sensacyjnego, ot początki życia na emigracji. I tu zaczyna się ciekawie. Pojawiła się samotność. On pracował do wieczora, ona po powrocie z pracy też częściej widziała swoje odbicie w łazienkowych lustrach, niż swojego bliskiego sercu. Czas płynął, nastała Wielkanoc. Postanowili, ze Ona zjedzie do kraju, a on zostanie.
 Poranek w dniu wyjazdu, był chłodny, deszcz z lekka padając tworzył smugi na szybie w autobusie na lotnisko. Ona wpatrzona w dal, myślała o tym aby jak najszybciej znaleźć się w samolocie.
 Po komendzie - przygotowanie do lądowania, proszę zapiąć pasy. Obudziła się z letargu, to już Polska?...
 Na lotnisku czekał na nią kuzyn. Przywitali się, szerokimi uśmiechami obdarzyli i w świetle pięknego słońca, udali w drogę do Lubiąża.
 Kuzyn cała drogę wypytywał ją, jak tam jest, jakie mógłby mieć szanse na mieszkanie gdyby wyjechał i szukał pracy, co musiałby zrobić aby znaleźć namiary na uczciwych pracodawców.
 Ona miała jego, prawdę mówiąc, już dość, to ciągłe odpowiadanie na pytania nudziło ją. A tak bardzo chciała być już w Lubiążu, ujrzeć mamę, ujrzeć znajome wieże klasztorne, poczuć zapach kończącego się dnia nad Lubiążem.
 Nagle kuzyn zatrzymał srebrną Skodę Oktavię, wysiadł z auta, i powiedział: - to jest ten moment na zmiany, muszę zrobić coś innego, coś nieoczekiwanego, tak aby los zmienił swój bieg. Ona zdziwiona, jednak z zainteresowaniem odparła: - rzuć kamieniem, - serio? odpowiedział kuzyn, - tak serio, tylko w ten sposób naruszysz ten ustalony porządek w jakim żyjemy, to może nie jest tą rzeczywistą siłą, jednak symbolicznie ma ogromną moc sprawczą. Kuzyn zdziwiony, wziął szary kamień, jakich wiele leży na obrzeżach pola i rzucił.
 W Lubiążu przywitanie było wylewne, radosne i łzami szczęścia trwające czas ciepłem serca rozpływający. Ona pierwszy raz, od dawna, była szczęśliwa, bardziej z widoku rodziny i rodzinnego miejsca, niż powrotu do kraju.
 Kładąc się wieczorem do łóżka, po długiej rozmowie jak i kąpieli. Przez chwilę pomyślała o tym co zrobił kuzyn, czy aby rzut kamieniem przyniesie jemu tą odwagę do podjęcia decyzji o wyjeździe za granicę?
 Po śniadaniu Wielkanocnym, siedząc przy stole i rozmawiając o wszystkim. Zapomniałbym, rodzina jej ma zasadę, pod żadnym pozorem, podczas spotkania przy stole jak i luźnych rozmów, nie rozmawiają o nikim bez jego obecności.
 Kuzyn wstał i ... - mamo, tato, wyjeżdżam do Londynu, decyzja rodziła się we mnie już od dawna, nie pytajcie czy to wpływ kuzynki, bo nie jest to jej. Przełom nastąpił, gdy uświadomiłem sobie, że nasz los jest tylko w naszych rękach, jednak potrzeba tej iskry, tego zapalnika aby podjąć ostateczną decyzję. Tak stało się wczoraj, w jednym momencie dotarło do mnie, że jednym kamieniem zmieniam swoje całe życie. Jestem sam, rozumiem, że gdybym był z dziewczyną, to muszę być odpowiedzialny nie tylko za swoje uczucia, ale i też za uczucia jakie wywołałem w drugiej osobie, dlatego teraz mam idealną porę na podejmowanie decyzji. Nie nadużywam alkoholu, nie palę, nie chcę skończyć jak moi rówieśnicy, szwendając się po ciemnych ulicach, zaułkach i podwórkach znajomych bądź przyjaciół.
 Ona i kuzyn siedzieli w samolocie pod skrzydłem, lecieli zadowoleni...
Na lotnisku On czekał z wielkim bukietem czerwonych tulipanów, ona z łzami szczęścia rzuciła się jemu w ramiona.
 Kuzyn w samochodzie, z takim błyskiem zamyślenia w oku, powiedział, że ten kamień zaważył o jego decyzji i dziękuje jej za to symbolicznie pokazanie wewnętrznej siły, jaką każdy ma w sobie ale nie zawsze umie wyrwać się z tego schematu życia dniem codziennym, w jakim przyzwyczaił się i uodpornił na wiele, na zbyt wiele...
                                                                                                                       Waldek  Lasik
 Historia oparta na faktach, zbieżność osób celowo całkowicie przypadkowa... Nie namawiam do emigracji, jednak rozumiem, że ludzie nie mają możliwości budowania dobrej przyszłości dla siebie, tutaj w kraju.  Pokazuję również istotę tworzenia się decyzji na tym pozytywnym przykładzie, opisanym w tekście.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz