Witajcie. Góra Ślęża jest dla nas Świętą Górą. Od wielu lat
cyklicznie odwiedzamy szlaki Ślężańskie oraz sam szczyt w celach rekreacyjnych,
przyrodniczych. Czy kiedyś zastanawialiście się Państwo nad genezą tej góry?
Magiczne miejsce otoczone legendami, zagmatwaną historią i milionem pytań bez
odpowiedzi….
Temat Ślęży jest niejako powiązany z Lubiążem miejscowością
Gliniany w której w latach
siedemdziesiątych ujawniono przez wykopaliska archeologiczne miejsce starej
osady oraz cmentarza. Odkryto również figurki które jednoznacznie służyły do
obrządków kultu solarnego. W niedalekiej przyszłości chcemy zorganizować
ognisko w Glinianach dla upamiętnienia miejsca, aby porozmawiać o
słowiańszczyźnie oraz aby zapoczątkować kultywowanie pamięci o tym miejscu.
Wracając na Ślężę, opowiem wam trochę o tym miejscu. Zacznę
od legend jakich jest sporo o tym
miejscu.
O powstaniu Ślęży, Raduni i Wieżycy
Dawno temu, diabły zazdrosne o stworzony świat, a
szczególnie o Śląsk, postanowiły zasypać kamieniami całą krainę. Miały czas
jedynie do Nocy Świętojańskiej, więc w pośpiechu zaczęły znosić olbrzymie skały
i budować góry. W ten sposób powstały Sudety oraz niedbale ułożone Wzgórza
Łomnickie; im bliżej było do końca czasu danemu diabłom, tym wzgórza były
formowane w coraz bardziej chaotyczny i byle jaki sposób. W Noc Świętojańską
diabły schowały się. Jedyne wejście do piekieł znajdowało się w okolicach
dzisiejszej Sobótki, pomiędzy wzgórzami na północ od Karkonoszy. Jedno z tych
wzgórz, o nazwie Gozdnica lub Góra Anielska, zostało opanowane przez oddział
Aniołów, który zaatakował diabły stacjonujące na Raduni. Grupy zaczęły rzucać w
siebie nawzajem olbrzymie bloki skalne, które z reguły były tak ciężkie, że nie
dolatywały do celu. Spadając po drodze, zasypały wejście do piekieł i utworzyły
górę Ślężę. Zdenerwowany sytuacją Lucyfer postanowił wziąć sprawy w swoje ręce
i rzucił w Anioły potężny blok skalny, ale chybił. Skała nie doleciała na
miejsce i spadła tworząc górę Stolna. Podobnie stało się z kolejnym pociskiem,
który utworzył górę Wieżycę. Zdenerwowany Lucyfer tupnął kopytem z taką siłą,
że ziemia się rozsunęła i utworzyła przełęcz Tąpadła, która oddziela Ślężę od
Raduni. Do tej pory diabły ciskają pioruny w Ślężę, aby ta pękła i otworzyła z
powrotem wejście do piekieł i umożliwiła im powrót do domu.
O powstaniu „panny z
rybą” i „niedźwiedzia”
Według podań, niegdyś na Ślęży stał zamek, w którym
mieszkała księżna. Posiadała ona oswojonego niedźwiedzia, który biegał wolno po
okolicy. Pewnego razu zwierzę zachorowało. Księżnej doradzono, że najlepszym
lekarstwem dla niego będzie szczupak, więc wysłała ona służącą do Sobótki po
rybę. Wracając, dziewczyna została zaatakowana przez niedźwiedzia, który
odgryzł jej głowę. Przybywszy na ratunek ludzie zabili bestię i na pamiątkę
tego wydarzenia wyrzeźbiono dwie figury – pannę z rybą oraz niedźwiedzia.
Inna legenda dotycząca tych rzeźb również zaczyna się na
ślężańskim zamku. Jedna z służących została wysłana do Sobótki po rybę,
ponieważ był to czas postu. Na zamku mieszkało kilka oswojonych niedźwiedzi, z
których jednego nauczono czekania i wychodzenia naprzeciw nadchodzącym ludziom,
pomagając im przynosić ciężkie pakunki. Ponieważ dziewczyna, która wyszła po
rybę długo nie wracała, niedźwiedź stawał się coraz bardziej niecierpliwy i
zły. Kiedy ją w końcu spostrzegł, rzucił się gwałtownie na koszyk, chcąc jej go
zabrać. Dziewczyna zaczęła się bronić i wbiła w oko zwierzęcia długą szpilkę.
Rycząc z bólu, niedźwiedź zabił dziewczynę urywając jej głowę. Sam też skonał,
ponieważ szpilka przebiła mózg. Na miejscu tragedii postawiono rzeźby.
Istnieje jeszcze kilka innych wersji tego podania, ale
najpiękniejszą jest baśń o szlachetnym niedźwiedziu:
Na zamku na Ślęży panował Hamar, władca pogańskich ludów,
któremu był podporządkowany cały Śląsk. Miał on piękną córkę, Goralindę, o
długich jasnych włosach i niebieskich oczach. Zabiegało o nią wielu książąt,
ale dziewczyna nie zgodziła się wyjść za żadnego z nich. Hamar toczył wojnę ze
Świdnem, księciem sąsiedniego kraju, który oblegał Ślężę, ale ta pozostała
niezdobyta. Świdno miał syna Bolesława, najwaleczniejszego rycerza spośród
całego wojska. Bolesławowi udało się wejść na szczyt Ślęży niezauważonym,
bowiem zakradł się tam od niestrzeżonej i uznanej za niedostępną strony.
Pierwszymi postaciami, które zobaczył, gdy zakradł się do zamku była Goralinda
z leżącym u jej stóp wiernym niedźwiedziem. To była miłość od pierwszego
wejrzenia. Młodzi spotykali się potajemnie wiele razy, a na straży stał lojalny
niedźwiedź księżniczki. Goralinda i Bolesław mieli nadzieję, że ich ojcowie
pogodzą się, a oni będą mogli zawrzeć małżeństwo. Goralinda miała macochę,
Krienhildę, która pałała nienawiścią do niej za to, że Hamar kochał bardziej
córkę niż ją, swoją drugą żonę. Krienhilda, podejrzewająca Goralindę o jakieś
tajemnice, wysłała swego zaufanego służącego Marbota na zwiady. Marbot zaczął
flirtować z Miką, gadatliwą służką księżniczki, która w końcu wygadała się o
tajemnicy zakochanych. Krienhilda postanowiła się zemścić. Przede wszystkim
chciała pozbyć się niedźwiedzia-strażnika i zwabiła go zapachem ryb, do których
zwierzę miało słabość. Zwabiony niedźwiedź poszedł w kierunku kuszącego zapachu
i pożarł posiłek. Ryby zostały ugotowane w wywarze z wilczych jagód, więc
niedźwiedź skonał w wielkich męczarniach, ale nie wydał ani jednego ryku, aby
nie przeszkadzać zakochanym. Był to akurat czas początków pertraktacji
pokojowych Hamara i Świdno i ustaleń zawarcia małżeństwa między ich dziećmi.
Jednakże Krienhilda zdążyła poinformować Hamara o tajemnych schadzkach młodych
i wściekły władca poszedł w miejsce spotkań zakochanych i zaatakował Bolesława.
Rzucił w niego młot, który w sekundzie ściął mu głowę. Ale nie tylko jemu.
Hamar nie wiedział, że za Bolesławem była Goralinda, którą również zabił młot.
Krienhilda krzyknęła z radości, ale nie Hamar. Zszokowany śmiercią swej
ukochanej córki wypędził złą małżonkę, która do końca swojego życia mieszkała w
jednej z jaskiń. Miejscem, w którym żyła nazwany został łożem Krienhildy.
Hamar, aby uwiecznić tragedię, kazał wyrzeźbić postacie na cześć jego córki i
jej wiernego niedźwiedzia.
I na zakończenie legend:
Pewna kobieta cierpiała wraz ze swoim jedynym dzieckiem
wielka biedę. Śniło jej się kiedyś, że jeżeli pójdzie w Wielki Piątek na Ślężę
to skończą się jej troski. O oznaczonym czasie wzięła dziecko na ręce i udała
się na górę. Kiedy była jeszcze na szczycie, to zauważyła wejście do jaskini,
którego wcześniej nigdy w miejscu tym nie widziała, jaskinię zamykały obite
miedzią wrota. Kobieta zapukała, wrota otworzyły się, za progiem leżał czarny
pies z gorejącymi oczyma i paszczą, który pozwolił jej wejść do środka. Okazało
się, że za wrotami była komnata. Stał w niej dębowy stół, przy którym siedziało
kilku starców w starodawnych strojach, zajęci oni byli pisaniem. Obok stołu
ustawione były skrzynie zapełnione złotymi i srebrnymi monetami. Pies
zaszczekał trzykrotnie: ?Raff, Raff, Raff?. Kobieta posadziła dziecko na stole
i trzy razy sięgnęła do skrzyni po złoto. Następnie szybko wybiegła z jaskini,
a wrota zatrzasnęły się za nią z hukiem. Dopiero teraz kobieta zorientowała
się, że pozostawiła w jaskini dziecko. Przerażona chciała wrócić do niej z
powrotem, ale wejście zniknęło. Płacząc i lamentując poszła do domu. W żałobie
i smutku przeżyła cały rok. Kiedy nadszedł kolejny Wielki Piątek pobiegła na to
samo miejsce i bez kłopotu znalazła wejście do jaskini. Zapukała, wrota
otworzyły się i kobieta ponownie usłyszała trzykrotne ?Raff, Raff, Raff?.
Uszczęśliwiona zobaczyła, że na stole siedziało jej dziecko, które uśmiechnięte
i zdrowe bawiło się czerwonym jabłkiem. Tym razem kobieta nawet nie spojrzała
na złoto. Chwyciła dziecko i wybiegła na zewnątrz. Wrota znów się za nią
zamknęły, usłyszała jeszcze tylko smutne wycie psa. Kobieta z przerażeniem
zobaczyła, że trzyma na ręku martwe dziecię. Po rocznym pobycie w świecie
duchów nie było ono zdolne do życia w świecie ludzi.
KAMIENNE WAŁY KULTOWE
Podobnie tajemniczą historię mają kamienne wały których jest
kilka. Prawdopodobnie zbudowane zostały na początku epoki żelaza w formie kręgów.
Ułożone są z różnej wielkości kamieni i bloków skalnych bez użycia zaprawy.
Największy znajduje się na Raduni, wokół Ślęży usypane są prawdopodobnie trzy,
kolejny na Wieżycy. Kręgi te oznaczały zasięgi miejsc świętych, gdzie
odprawiano obrzędy religijne. Strzegły miejsc bytowania bogów i słowiańskich obrzędów
religijnych.
Temat drugowojennej
historii Ślęży jest bardzo ciekawy oraz wart opowiedzenia.
W latach 80tych miała miejsce państwowa akcja eksploracyjna
na Ślęży.
Wydaje się, że sprawcą zamieszania był niejaki Marian
Orłowski z Głogowa. W swym liście skierowanym zarówno do TVP jak i ówczesnego
premiera Piotra Jaroszewicza, relacjonował swoje wyprawy na szczyt Ślęży, które
odbywał w 1946 roku. Wskazywał okoliczności i miejsce prawdopodobnego ukrycia
przez Niemców znacznych dóbr. Na podstawie zebranych relacji autochtonów oraz
własnych obserwacji ustalił uznaną najwyraźniej, za dość wiarygodną wersję
wydarzeń jaka miała miejsce na Ślęży na przełomie 1944 i 1945 roku. Na tyle
wiarygodną, że premier wydał polecenie dokładniejszego zbadania tej sprawy.
Zadanie to realizowane było przez Wydział Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego
we Wrocławiu przy współpracy z Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich.
List Orłowskiego nie był oczywiście jedynym źródłem na jakim wówczas się
oparto, uzupełnieniem były materiały gromadzone przez Służbę Bezpieczeństwa. Do
dyspozycji ekipy został oddany dźwig, saperzy oraz specjalistyczny sprzęt
pomiarowy. Według raportu końcowego, akcja zakończyła się niepowodzeniem. Chociaż
urządzenie wykazało pewne anomalie, nie było jednak możliwości technicznych
weryfikacji odczytu. Prace zostały przerwane nagle, a oficjalną przyczyną były
niesprzyjające warunki pogodowe. Mimo to, w tym samym roku podobne akcje
ponawiano kilkakrotnie m.in. z inicjatywy wspomnianego już mjr SB Stanisława
Siorka, przy udziale Wojewódzkiego Ośrodka Archeologiczno--Konserwatorskiego i
z wykorzystaniem aparatury Zakładów Badawczo Projektowych Miedzi „Cuprum"
oraz Wojskowego Instytutu Techniki Inżynieryjnej. Mimo uzyskania ciekawych
wyników, ryzyko błędu w interpretacji badania było zbyt wysokie ze względu na
niekorzystne oddziaływanie nadajnika telewizyjnego umieszczonego na szczycie
Ślęży. W czerwcu 1981 roku do działania przystąpiła wspomniana już ekipa MON i
WSW. Wojskowi idą po przetartych już tropach przez swych poprzedników, na
których wynikach zresztą bazują. Szczegóły podjętych działań w tym wypadku są
jednak niedostępne i nikt nie wie, czy czasem w podziemnych sztolniach nie leżą
rozstrzelani przez Niemców więźniowie w pasiakach, czy niemieccy żołnierze
zastrzeleni przez Rosjan.
Stanisław Siorek,
nieżyjący już funkcjonariusz SB, który wiele lat poświęcił na tropienie
poniemieckich depozytów, twierdził że w latach 70. enerdowska STASI prowadziła
jakieś badania na Ślęży. Rejon w jakim
prowadzono badania jest ciekawy o tyle, że znaleziono tam kilka lat wstecz
szklane miny (glass mine). Nieoficjalnie wiadomo mi, że dowiercono się do
pustki po kilkunastu metrach, jednak rozkaz z Warszawy brzmiał - natychmiast
zakończyć badania
Podobna analogia co do Klasztoru w Lubiążu i rozkazu „natychmiastowego
‘’ przerwania prac.
Masyw samej Ślęży to bardzo dobry temat, ale też niezwykle
trudny. Trudny pod względem rozpoznania geologicznego, jaki rozpoznania geofizycznego
za pomocą elektronicznej aparatury którą zakłócają silne nadajniki Radiowo
Telewizyjnego Centrum Nadawczego na szczycie.
Najciekawsze sprawy
wiążą się z pracami ziemnymi prowadzonymi na zalesionych stokach Ślęzy. O
rozmachu tych prac niech świadczy fakt ściągnięcia 1,5 km torowisk i rozjazdów
z zachodnich zboczy Ślęży w 1948 r. W 1982, wiosną na Ślęży poszukiwania
prowadzi grupa resortowa SB i WSW pod kierownictwem płk Czesława Sochala. Do
grupy oddelegowano Stanisława Siorka za
zgodą szefostwa SB KW MO w Wrocławiu. Do zespołu oddelegowano również 10
żołnierzy z Bolesławca.
W 1980 roku w czerwcu badania elektrooporowe przeprowadził
Tadeusz Kaletyn dla poszukiwań prowadzonych z ramienia Urzędu Wojewódzkiego.
W 1979 roku ówczesny premier Piotr Jaroszewicz zainteresował
się górą, to z jego inicjatywy przesłuchiwano M. Orłowskiego, który mieszkał w
okolicy Ślęży od 1945 i weryfikowano jego spostrzeżenia przedstawione w liście
do TV.
W tym że roku poszukiwań depozytów na Ślęży podjęła się
OKBZH i Wydział Kultury i Sztuki urzędu wojewódzkiego. Poszukiwania trwały dwa
lata, na podstawie notatki Bronisławy Fijałkowskiej.
Do Ślęży będziemy cyklicznie wracać. Na pewno przed jesienią
zorganizujemy ostatnie wejście na Ślężę i zrobimy to w formie przejścia żółtym
szlakiem od Przełęczy Tąpadła na szczyt. Na górze zwiedzimy miejsca warte
zobaczenia, opowiemy o nich i następnie zrobimy dłuższą prelekcję tuż przy
wieży widokowej za kościołem czyli tam gdzie moc nadajnika stacji radiowej jest
tłumiona przez skały.
Bo Ślęża to nie tylko piękna góra - to czakram energetyczny, to Święta Góra dla
Słowian.
Warto ją odwiedzać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz