Szlakiem Starej Nowej Historii: To blog wnikający w aspekty wielu spraw. Tematem głównym jest próba rozwikłania wielu tajemnic związanych z Lubiążem, okolicami oraz z Kompleksem " Riese " w Górach Sowich w kontekście Lubiąża. Poruszamy sprawy związane z duchowością, alternatywną historią. ,, Kiedy wyeliminuje się niemożliwe wówczas to, co zostanie, bez względu na to, jak byłoby nieprawdopodobne, musi być prawdą." Sir Artur Conan Doyle
wtorek, 25 marca 2014
Drzwi, to symbol, symbol czasu, przemijania, niepewności, nadziei, marzeń... Stojąc przed drzwiami, zastanawiamy się, co jest za nimi, co nas czeka gdy wejdziemy. Myśli okrążające nasze głowy i dające wiele pytań, bez jasnych odpowiedzi. Drzwi to też, symbol - emocji, jakichkolwiek, i tych uśmiechniętych sercem ciepłych, i tych zatroskanych sercem dźwiękiem delikatnych. Oprócz łóżka, to chyba, jeden z najważniejszych akumulatorów emocji, tych powierników zdradzonych uczuć, jaki znajduje się w naszych domach czy też, mieszkaniach. Pamiętam jedną ciekawą historię związaną z takowymi. Rzecz działa się, powiedzmy - w upalne lato, ubiegłego roku. Patryk, podkochiwał się w Zosi. Nic specjalnego? Powiedzmy, że na razie, to nic specjalnego. Jak na swoje dwadzieścia cztery lata, i trzeba to zaznaczyć - Patryk mieszka z rodzicami, poczciwi ludzie, mają jeszcze córkę Justynę, całkowite przeciwieństwo brata. Patryk, fascynuje się sztuką, konkretnie malarstwem oraz kreską węglem. Pracuje w lokalnej Wrocławskiej stacji radiowej - skąd inąd, bardzo dobry głos. Poza pracą, udziela się w różnych grupach oraz w weekendy wyjeżdża na warsztaty, czy to w plenerze, czy na obiekcie. Ot, taka niespokojna dusza. Zosia pracuje wraz z Patrykiem, jest zawsze otoczona nazwijmy ich - adoratorami? Za mocno powiedziane, ale nie narzeka na brak towarzystwa. Patryk wzbudza w niej pozytywne uczucia. Czasami, gdy jadąc jednym tramwajem do pracy, wchodzą przez drzwi i udają się do windy, lubi być blisko niego, zerknąć jemu prosto, ukradkiem w oczy, poczuć zapach dobrych perfum, skojarzyła sobie, że takich samych używa Jerzy Stuhr, bo opowiadał o nich w jednym z wywiadów. Zosia i Patryk, prowadzili spokojne życie, ani hałaśliwe ani rozrywkowe, zwykłe życie ludzi wkraczających w osamotnienie w tym niespokojnym świecie zabiegania, straszenia wszystkich wszystkim co jest tylko możliwe do przestraszania. Nie dawali sobą manipulować, czy to przez media, czy w pracy, ale i tu właśnie zaczyna się to słynne ale... Mieszkali obydwoje z rodzicami. Symbol naszych czasów? Pewnie tak. Z wygody, a może z lenistwa życiowego? Bóg raczy wiedzieć. Mimo to, sytuacja w jakiej się znaleźli, nie stwarzała im powodów do wieczornego zamykania powiek snem sprawiedliwego. Jedną z wspólnych cech, było to rozdygotanie posiadania świadomości między tym co serwuje im rzeczywistość a tym co dostarczają im podpowiadacze, czy to rodzice, czy politycy, czy szefowie w pracy etc. Ich życie, było życiem sztandarowego leminga? (leming sztandarowy - któż to taki? ano, to jegomość albo waćpanna z osobowością podatną na manipulacje i posiadająca nerwicę natręctw, natręctwa w miesięcznej spłacie kredytu hipotecznego, natręctwa w uczęszczaniu na fitnes, czy w głosowaniu na jedną czyt: swoją partię polityczną, jakby nie patrzeć - strasznie smutna jednostka społeczna) Ich życie, pod sztandarami, nie było może za dobre, ale i ich dopadła miłość? A dlaczego miała dopadać? A może - poczuli ta piękniejszą część swej duszy podpieczoną chemią miłości? Pewnie i tak, co nie zmienia faktu, ze Zosia i Patryk mieli się ku sobie. Patryk, przechodząc obok drzwi Zosi, uśmiechał się mimochodem, uwielbiał czuć zapach kawy dobywający się z za drzwi (jeszcze są normalne miejsca pracy, gdzie zapach kawy jest aromatem o cudnym wyrazie i wywołującym miłe odczucia) Drzwi były tą kurtyną, między nim a Zosią, tym co pozwala marzyć, o tym co hipotetyczne scenariusze w głowie Patryka, mogą rozgrywać na polu strategii i obmyślaniu ciekawych wyobrażeń chwil. Taki stan rzeczy trwał z kilka miesięcy, mieszał się z zapachem kawy połączonym z z marzeniami, okraszonymi westchnieniami patrykowymi... Nastał upragniony czwartek. Czwartek to bardzo dobry dzień tygodnia, tak, wiem co mówię. W czwartki, przypatrzcie się sami, jest spokojniej i bardziej luźniej. Prawie już koniec tygodnia a jeszcze nie piątek, a piątek zawsze jest początkiem weekendu i siłą rzeczy zabiegany okrutnie. Dlatego czwartek powinien być stolicą tygodnia. Patryk, poczynił zakupy u znajomej kwiaciarki, kupił czerwone goździki - nie był lotnych stanów umysłu pod względem adoracji kobiet, ale i tak trzeba przyznać jemu plus za inwencję, mimo, że podpatrzoną dawno temu u dziadków. Udał się do pracy, a był już troche spóźniony. Wszedł do windy, wcisnął dwójkę, sam już jechał. Wysiadł i udał się prosto pod drzwi Zosi... Pod drzwiami, dopadły jego emocje, oblał pot, na nic zdały się marzenia tak uparcie trenowane i obmyślane strategie. Jakaś siła nie pozwalała jemu na wejście przez drzwi i dokończenie tego co od dawna już pragnął. Czas płynął. Zastanawiał się po co, po jaką cholerę, i dlaczego stoi tak jak ten ostatni drewniany słup telefoniczny jaki ostał się u jego sąsiadki w ogrodzie. Mijały długie minuty. Zerkał na zegarek (był z tych ludzi co posiadali zegarek, nie tylko telefon z zegarkiem) Wtem drzwi otworzyły się. W nich - Zosia i jej piekny uśmiech. Nastąpiła ta słynna chwila, gdzie oczy nie nadążają z przemierzaniem ścian i spojrzenia długo razem się synchronizują zanim wzrok dostosuje się do oczu drugiej osoby. Patryk w tym całym roztargnieniu sytuacyjnym - oj jest nieśmiały i wybaczmy to jemu, zapomniał obmyślanych scenariuszy, tych dyskusji jakie toczył z Zosią w swoich myślach. Odparował wprost: Jutro, w piątek, zapraszam ciebie Zosiu, na wycieczkę do Lubiąża, wraz z zwiedzeniem opactwa pocysterskiego i dobrym obiadem u mojej babci. Zgódź się, proszę... Wiecie co Zosia odpowiedziała? ... Ma dać odpowiedź wieczorem... (cdn.)
Waldek Lasik
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz